Felietony > (Nie)życiowy groch z kapustą

Życie jest do d***

Joanna BurgiełłSkrzynka mailowa to stworzenie niebywałe. Czego toto w zębach do człowieka nie przyniesie! Regulaminy, umowy i rachunki bankowe, reklamy darmowych wczasów z dużą ilością tzw. drobnego druczku na samym dole, propozycje przedłużenia tego i owego (i nie chodzi bynajmniej o czas wolny od pracy), zaproszenia na imprezy w domach kultury, w których kiedyś nieopatrznie zostawiłeś swój adres na jakimś świstku papieru… ale przychodzą też i maile od przyjaciół. Celowo nie używam cudzysłowu, ani kursywy, choć należałoby to zrobić.

Jestem przekonana, że maile te mają jak najlepsze intencje, zwłaszcza, że znam osobę, która takiego jednego ostatnio do mnie przysłała. To cudowna osoba, jedna z najlepszych jakie znam i nie chciałabym, by ktokolwiek pomyślał, że jest inaczej! Problem leży zasadniczo w czym innym…

Mail ten miał formę znanego wszystkim świetnie tzw. łańcuszka, który zatytułowano słowami: „Zamyślenie warte uświadomienia. Za często zapominamy…” Już samo to zbudziło moje głębokie wątpliwości, ponieważ jestem akurat osobą, która zdecydowanie zbyt mało zapomina i przysparza jej to olbrzymich problemów natury emocjonalnej, bo jak tu nie rozpaczać, kiedy jeszcze doskonale się pamięta te wszystkie wspólne zachody słońca i mizianie po rączkach? Ach, ach? (taka cecha jest silnie związana z tzw. perseweratywnością, a ta z kolei, jak to kiedyś wytłumaczył jeden z moich wykładowców oznacza, że jak się wkurzysz w poniedziałek, to cię trzyma do niedzieli). Ale idźmy dalej.

Wiadomość zawierała załącznik – plik prezentacji power point (dlaczego nikogo to nie dziwi? Wszyscy macie już przed oczami urocze zdjęcia zachodów słońca, białych polarnych niedźwiadków, słodkich kotków i różowych kwiatków? Nie, jeszcze nie wszyscy? To zaraz będziecie mieli). Po otwarciu pliku ukazuje się nam sentencja: Za co powinniśmy być wdzięczni, a tego nie doceniamy. Przypomniałam sobie automatycznie wszystkie żale, które mam do innych osób, dla których zrobiłam kiedyś wiele, ale mało kiedy usłyszałam chociażby „pocałuj mnie w d”, już nie wspominając o dziękuję, czy o pomocy w drugą stronę. Od razu zdałam sobie sprawę, że jestem ostatnia szuja i najgorsza egoistka, zbeształam się za to srodze w moich myślach i czytałam dalej. Za partnera, który co noc ściąga z ciebie kołdrę, bo to znaczy, że jest z Tobą i z nikim innym. Nie muszę zaznaczać, że od pewnego czasu nie mam żadnego partnera, w związku z czym nikt nie ściąga ze mnie kołdry i powyższa sentencja mistrzowsko wręcz uświadamia mi moją i tak już boleśnie doskwierającą samotność. Zalewam się łzami, ale nie zamierzam odpuścić na samym początku tej trudnej i wyboistej drogi do Niewiadomokąd-tak-naprawdę.

Za dzieci, które zamiast sprzątnąć pokój wolą gapić się w telewizję, bo to znaczy, ze są w domu, a nie na ulicy. Fakt, że nie mam dzieci i nie wiem, czy kiedykolwiek będę miała, niezależnie od tego, czy chciałabym – przemilczę. Równie dobrze stwierdzenie takie oznacza, że dzieci te duszą się w chałupie zamiast zaczerpnąć świeżego powietrza i rozruszać kości (no poza tym jest tak oczywiście dużo wygodniej, bo dziećmi gapiącymi się w telewizor nie trzeba się zajmować, a tym biegającym na dworze już wypadałoby poświęcić trochę uwagi).

Za podatki, które musisz płacić, bo to znaczy, że masz pracę – akurat nie mam pracy, za którą musiałabym płacić podatki, jak do tej pory moje dochody pozwalają cały czas na zwroty nadpłaty. A poza tym to też znaczy, że część pieniędzy, które z pracy mogłabym przeznaczyć na chleb czy inne duperele – zabiera instytucja… Za bałagan, bo masz przyjaciół, za zbyt ciasne ciuchy, bo masz co jeść, za cień, bo jesteś w słońcu, za dywan do trzepania i okna do mycia, bo masz dom… etc. etc. no i: (tak jest napisane) no i za te wszystkie denerwujące maile, które dostajesz, bo to znaczy, ze masz przyjaciół i tyle osób myśli o tobie – zwłaszcza wtedy, kiedy klika „wyślij do wszystkich” i oprócz mojego w pasku adresów jest stu innych przyjaciół… celowo nie używam cudzysłowu, ani kursywy.

I na koniec całość tej rewelacyjnej przyjacielsko-filozoficzno-pocieszycielskiej tyrady podsumowuje Złota Myśl na miarę Sokratesa: A jeśli uważasz, że twoje życie jest do d… - to przeczytaj wszystko jeszcze raz! A za jakie grzechy taka kara boska?!

Przebrnęłam przez całą prezentację, w której było jeszcze o tym, żebym się cieszyła, że mogę chodzić, że słyszę, widzę, żyję… I powiem wam tak – to bardzo piękne i prawdziwe stwierdzenia. Z tego wszystkiego trzeba się jak najbardziej cieszyć, zgadzam się po stokroć! Kiedy idę na wolontariat do szpitala i widzę młodą dziewczynę bez stopy, małego chłopca po chemioterapii, niemowlęta po operacjach chirurgicznych, ludzi na wózkach, dzieci z autyzmem bez możliwości kontaktu – dzieci sfrustrowane i agresywne, dzieci z porażeniem mózgowym, wiotkością mięśni, ich rodziców… Ja naprawdę wtedy odczuwam każdy swój poprawnie działający mięsień po dwakroć i po stokroć. Ale i tak jestem skłonna twierdzić, że życie jest do d***.

Jak to jest, że przyjaciół widzę zawsze w „łańcuszkach szczęścia”, a nie widzę ich obok siebie, kiedy by się naprawdę przydali? Jak to jest, że przyjaciele mają czas czytać i wysyłać (może pisać??) te łańcuszki, a nie mają czasu usiąść ze mną przy kawie i porozmawiać o partnerach ściągających kołdrę, dzieciach, słońcach, podatkach…? Jak to jest, że przyjaciele tak bardzo chcą mi przypominać o tym, żebym koniecznie pamiętała i była wdzięczna za to, co jest tylko moją sprawą (że chodzę, widzę, żyję, mam dom), a sami nie pamiętają o naszych wspólnych przyjacielskich sprawach, że nie widujemy się, nie rozmawiamy o sobie nawzajem, nic o sobie nie wiemy (a mamy czelność nazywać się przyjaciółmi… czy to słowo jeszcze cokolwiek znaczy??) Swoją drogą chyba jeszcze nie spotkałam osoby, która potrafiłaby rozmawiać ze mną o mnie w sposób nienarzucający siebie… Może to w ogóle niemożliwe? Ja wiem, że wszyscy się bardzo starają, ja też się staram…

Po przejrzeniu maila od przyjaciela (celowo…) zrodziła się we mnie Złota Myśl być może wcale nie lepsza od tych wszystkich tam zawartych, ale przytoczę, bo tekst wymaga błyskotliwej pointy. Pewne rzeczy w pewnych okolicznościach po prostu nie mają znaczenia, moi mili (ciepłe mieszkanie w depresji i tak jest zimne jak skurczybyk, bo w depresji wszystko w ogóle jest jak skurczybyk, a w obsesji trzy razy wyszorowana podłoga i tak jest siedliskiem całego ziemskiego plugastwa, bo w obsesji wszystko jest plugastwem i wtedy nawet dwie nogi i dwie ręce tego nie zmienią, ani żaden łańcuszek szczęścia od przyjaciela). I dlatego KAŻDE życie może być do dupy - niezależnie od tego jakie jest luksusowe, prawidłowe, normalne… Bo każdy człowiek ma dupę na swoją miarę. I jego życie jest na miarę jego dupy.

Co ma dupa do przyjaźni wyjaśniała Joanna Burgiełł.
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.