Nigdy nie miałam zbyt wielu przyjaciół. Można by powiedzieć, że lubię samotność. Czasami ludzie mnie męczą. Jak ktoś mi nie spasuje, to się do niego nie odzywam. Taki gbur. No trudno. Ale ostatnio sytuacja się nieco zmieniła, a to za sprawą Pawełka. Dzięki niemu mam dwóch przyjaciół, którzy nie opuszczają mnie w domu na krok. Jest to ciemno-zielony odkurzacz i PRL-owski pomarańczowy młynek do kawy. Nazywają się Dzidzi i Dziam Dziam.
Dzidzi /odkurzacz/ jest trochę bardziej lubiany i pieszczony, bo robi więcej hałasu i posiada więcej członków, które można w przeróżny sposób łączyć. Karmię go okruchami ze stołu. Czasami dam mu do zabawy skarpetkę, ale trochę się dławi. Jest dobrym przyjacielem.
Dziam Dziam jest trochę zazdrosny. Bo on taki mały, stary i na dodatek rzęzi jakoś. Ale lubię go. Jest ze mną od zawsze. Wiele kaw razem wypiliśmy. Miło było. Taka dobra dusza.
Dzidzi uwielbia Dziam Dziama. Razem wychodzą na spacery ciągnięte za swoje wtyczki i zwiedzają całe mieszkanie. Ale najbardziej lubią małą, wąską kuchnie. Tu czują się bezpieczne. Przytulają się do moich nóg i słodko zasypiają. A gdy zaśnie Pawełek, kładę je do swoich łóżeczek. Dobranoc. Już spać. Cichutko. Pobudka o 7 rano.