W tym roku postanowiliśmy, że pojedziemy nad nasze piękne, ciepłe morze. Wszystko było zapięte na ostatni guzik, bagaże spakowane, kotlety na podróż upieczone, rosołek dla Pawełka ugotowany. Godzina 21 - idziemy spać, rano trzeba wcześnie wstać. Super. Paweł nawet nie marudził przy zasypianiu. Super, super,super!? O choroba coś nie tak. Głowa ciepła, oczy szkliste, no do jasnej ciasnej, musiałeś taki numer matce wyciąć - 39℃. I co teraz? Co teraz? Jechać, nie jechać. Rafał zadecydował – jedziemy. Godzina 3 rano. Wstaje – głowa gorąca, ale jedziemy. Grzeje cholerny rosołek do termosu. Upieczone kotlety zawijam w te sreberka, a niech was szlag trafi! No co, martwię się.
Jedziemy. Jest upał, klima siadła, Paweł śpi, korki jak cholera, Marta chce siku, a Rafał kotleta. Nie wytrzymam. Godzina 17.30 dojeżdżamy do Dźwirzyna. Szukam pediatry. Jest prywatna praktyka, przyjmie nas - 50 zł. Diagnoza – zapalenie jamy ustnej i hasło: do tygodnia powinno przejść, a jak nie to później dołączymy antybiotyk. Chyba ją pogięło. Na moje oko to jakiś wirus i zapalenie spojówek i dawaj antybiotyk, ja jestem na wakacjach i nie mam czasu walczyć z choróbskiem. No dobra nie jestem lekarzem. Teraz do apteki – 87 zł. Super. Jedziemy szukać naszego apartamentu. Jest. Po minach Marty i Rafała widzę, że nie bardzo. Fajnie jest – pocieszam się, a co oni chcieli za 220 zł za dobę? Luksusy? Jest wieczór, Rafał poszedł przywitać się z morzem – coś długo się witał – 2 godziny. Śpimy.
Jesteśmy na plaży, jest upalna niedziela. Paweł naszprycowany lekarstwami, siedzi na piasku i przesypuje go z rączki do rączki, z rączki do rączki. Nagle podbiega Rafał, i ciągnie Pawła do wody, który broni się nóżkami i rączkami wydając przy tym przeraźliwe krzyki. Ja wrzeszczę jeszcze bardziej. Dookoła widać wystające głowy zza parawanów. No co się gapicie, przedstawienie skończone, nie widzicie, że chore dziecko, a tatuś barbarzyńca?
Jest wieczór. Paweł prawie 40℃ i wysypka. Robię mu zimne okłady. Całą noc nie spuszczam go z oka. Z drugiego pokoju dobiega donośny odgłos chrapania. Chrrrrr, chrrrrr, chrrr… Wkurza mnie, że oni śpią.
Rano jedziemy do Kołobrzegu do lekarza. Diagnoza – wirusowe zapalenie spojówek i lekko czerwone gardło. Antybiotyk. Chwała Ci Panie.
Po 4 dniach zaciętej walki z wirusem, odzyskałam swoje wakacje, a Paweł wydał okrzyk radości – Mama morze! Ale do wody już nie wszedł.