Nowe buty mam. Nowe życie. Nowe łóżko. Nowy widok z okna. Nowa trasa do pracy. Nowa winda i sąsiad. Nowe zapachy. Wszystkiego nie da się wymienić na nowe, ale urodę poprawić jak najbardziej. Ładniejszą chcę. Idę więc do salonu, raczej kliniki chirurgii plastycznej. Pojadę od razu po bandzie, a co tam. Wchodzę do gabinetu /przystojny ten pan doktor skalpelek/...
– I cóż panią do mnie sprowadza?
– Chce być ładniejsza, gładsza i nowsza panie doktorze.
– Da się zrobić.
Szczerze powiedziawszy, liczyłam na to, że powie, iż jestem doskonała, ale kasa musi płynąć.
Rozbieram się do naga i tak stoję ze spuszczoną głową. On błądzi oczami po moim ciele i tnie, i tnie, i tnie… Rysuje coś flamastrem, robi fastrygi, ściegi. Rozpruwa i zszywa mnie. Patrzę w lustro. Wyglądam jak wieprzowina z plakatu u rzeźnika – poporcjowana. Zgadzam się. Zgadzam na wszystko. Powiększenie biustu, korekcje nosa, plastykę szyi, lifting czoła, liposukcję, plastykę brzucha i pośladków.
Leżę już na stole… jupitery ślepią coraz mniej. Zasypiam. Śpię.
*
Obudziłam się w białej sali, jak szyneczka wielkanocna powiązana sznurkiem.
– Mamusiu, mamusiu, gdzie jesteś? – słyszę głosy moich szukających dzieci.
– Ghghhhhhhhhgggggrrrr… – udaje mi się tyle wykrzesać z gardła w naciągniętej szyi.
– Łaaaałłł… – mamo to TY?
– Ghggghh..
– A dlaczego Ty taka brzydka jesteś?
– Będę piękna, będę… – cedzę przez zęby.
– Jeju mamo i te Twoje cycki…
– Będę piękna, będę...
– I nos jakiś taki dziwny masz i uśmiechać się do nas nie możesz...
– Będę piękna, będę...
– Wiesz mamo, jakaś taka nie nasza jesteś… Niby Ty, ale nie Ty.
– Będę piękna, będę...
*
– Chodź Tusia, idziemy do domu, mówi Pawcio, całując mnie w bandaże! Zza drzwi dochodzi mnie jeszcze głos:
– I powiedz mi, jak my się teraz będziemy przytulać do takiej pokrojonej mamy?
– Z dystansem, Pawcio, z dystansem!
*
– Będę piękna, będę piękna, będę piękna… Muszę – powtarzam, przyglądając się fakturze na kwotę rocznych dochodów całej mojej najbliższej rodziny, zakończoną pozycją: liposukcja mózgu – gratis...