Powieści i opowiadania > Wspomnienia z koszar

Rozdział 1. Wyjazd

Część pierwsza. Szkółka

Rozdział 1. Wyjazd

Rozdział 1. WyjazdWyjrzałem przez okno. Wciąż ten sam monotonny krajobraz, a do tego ciągle pada. Cel podróży zbliżał się jednak nieuchronnie, wnikając w moją świadomość z coraz większą mocą. Gdy wysiadałem, trochę się przejaśniło, lecz chłód panujący na zewnątrz przeniknął mnie na wskroś. Wolnym zrezygnowanym krokiem podążyłem ku swemu przeznaczeniu. Po kilku minutach doszedłem do sporego, ponurego budynku jako żywo przypominającego komisariat policji, z tą jednak różnicą, że widniał na nim napis: „WOJSKOWA KOMENDA UZUPEŁNIEŃ W BIELSKU-BIAŁEJ”. Niepewny swego losu wszedłem do środka. Przy dyżurce spytałem siedzącego tam szeregowca (stopnie wojskowe znałem, zanim poszedłem do wojska) gdzie mam się skierować z moim wezwaniem. Po otrzymaniu odpowiedzi udałem się do małej poczekalni, gdzie siedziało już kilku innych „ochotników”. Po niespełna kwadransie oczekiwania zaczęto nas wzywać. Wezwani wchodzili do pokoju pojedynczo. W końcu nadeszła moja kolej. W pokoju oprócz dwóch pań pracujących przy komputerach kręciło się również kilku wojskowych. Siedzący naprzeciwko mnie major spytał, czy występują jakieś przeciwwskazania do odbycia zasadniczej służby wojskowej. Odpowiedziałem, że owszem występują. Na twarzy majora pojawiło się lekkie zdziwienie. Nie czekając na pytanie, o jakie przeciwwskazania chodzi, kontynuowałem:

– Moja dziewczyna jest w ciąży, a w czerwcu bierzemy ślub. W tej chwili mieszkamy w wynajmowanym pokoju i muszę się nią opiekować. Mam również dobrą prace i boje się, że po wojsku ponownie nie zechcą mnie zatrudnić.

W odpowiedzi usłyszałem, że to wszystko nie jest problemem.

– Możecie się starać o rekompensatę pieniężną od wojska na dziecko. Po ślubie również żona będzie się mogła ubiegać o dodatkowe świadczenia.

O tym wiedziałem i bez jego wykładu (miałem już nawet większość potrzebnych dokumentów), lecz w tej chwili sprawa odszkodowania nie była najważniejsza. Jechałem tu z nadzieją, że w jakiś sposób uda mi się jednak uniknąć powołania. Płonne się jednak okazały moje nadzieje. Wcześniej oczywiście próbowałem wymknąć się MON-owi, wykorzystując pierwsze wyniki badań lekarskich, które stwierdzały, iż jestem czasowo niezdolny do służby wojskowej (kategoria B12). Niestety drugie badania lekarskie wykazały znaczną poprawę stanu zdrowia (trafiłem na przepojonego1 lekarza) i otrzymałem kategorię A. Na pocieszenie pozostawała mi świadomość, że moja ukochana nie zostanie bez środków do życia. Rzeczywistość miała się jednak okazać bolesna. Nic od wojska nie dostaliśmy (gdy byłem już w jednostce, dziwnym zbiegiem okoliczności nagle się zmieniły przepisy prawne dotyczące tej materii) i gdyby nie wspaniała postawa teściów i ich pomoc, to sytuacja żony stałaby się nie do pozazdroszczenia. Nigdy nie wierzcie do końca wojskowym, gdy mowa jest o pieniądzach.

Następnie po tej mało optymistycznej rozmowie udałem się do pokoju obok po swój przydział jednostki. W pokoju była tylko jedna osoba, a mianowicie kolejny major, który dla odmiany zamiast dobrych rad serwował „zaproszenia wakacyjne wraz z darmowym przejazdem”. Myślałem, że cała ceremonia będzie tylko krótką formalnością – dostanę bilet2 i do domu. Okazało się jednak, że znów się pomyliłem.

Na wstępie major spytał, gdzie pracuję. Pomyślałem sobie, co go też to może obchodzić, ale grzecznie odpowiedziałem, że w hurtowni elektrycznej.

– W hurtowni powiadasz a macie tam takie lampy halogenowe z czujnikiem ruchu, bo nigdzie nie mogę ich dostać? A przydałaby mi się teraz taka na lato do mojego domku na działce.

– Pewnie, że mamy – odpowiedziałem.

– A ile takie cacko kosztuje? – Spytał.

– To zależy od rodzaju, wielkości, producenta, ale nie są aż takie drogie.

Dalej rozmowa się potoczyła nie o wojsku, lecz o różnych możliwościach oświetlenia działeczki. Podczas rozmowy doszedłem z majorem do pewnych ustaleń. W zamian za dostarczenie mu w cenie hurtowej lampy z czujnikiem w dniu następnym uzyskałem zapewnienie o pomocy w mojej sprawie. Co za nagła zmiana nastawienia w stosunku do mojej osoby (a jednak coś da się zrobić – pomyślałem z zadowoleniem).

Następnego dnia pełen nowych nadziei z lampą pod pachą i z fakturą w cenie hurtowej przybyłem do WKU. Od razu zacząłem wypytywać o „mojego” majora. Po chwili witałem się już z nim jak ze starym znajomym. Lampa się mu spodobała, pieniążki wpłynęły, więc nic nie stało już na przeszkodzie, by przejść do spraw mnie najbardziej interesujących.

– Nie mogę ci niestety załatwić zwolnienia ze służby pomimo twej sytuacji rodzinnej, ale mogę spróbować załatwić ci odroczenie do następnego letniego poboru. Oprócz tego umożliwię ci samodzielny wybór jednostki. Co prawda to niewiele, ale więcej nie da się zrobić.

– Ależ to całkiem sporo – odpowiedziałem.

– Co więc postanawiasz? – Spytał.

– Z pierwszej propozycji nie skorzystam. Skoro nie ma żadnej możliwości całkowitego zwolnienia ze służby, to nie warto tego odwlekać. Dalsza zwłoka pogorszyłaby tylko moją sytuację. Jak już muszę iść to lepiej teraz, dopóki narzeczona jest jeszcze w ciąży, bo później będzie jeszcze gorzej.

– Skoro tak uważasz, może masz i rację.

– Ale z chęcią wybiorę jednostkę.

– Zobaczmy, co tu mamy – odparł major, wyjmując z szuflady spory albumik zawierający wybór jednostek, które były jeszcze osiągalne.

– Najbardziej chciałbym się dostać do straży granicznej w Cieszynie albo do jednostki lotniczej w Łasku.

– Obawiam się, że z Cieszynem będzie problem do naszego WKU przychodzą głównie oferty z Pomorza.

– Ciekawy wybór – stwierdziłem, przeglądając powoli albumik. Faktycznie większość jednostek to Polska północna. O ta jest szczególnie przerażająca – „Służba Wartownicza” na Helu. Chociaż i ta jest nie lepsza (mogłem wylądować przy radarach nieopodal Białoruskiej granicy Brry!).

– No cóż wybór jest już nieco przerzedzony – stwierdził.

– Raczej mocno – skwitowałem z uśmiechem. Łasku też nie widać. Ale teraz przynajmniej wiem, co mi groziło (dobrze, że sprzedałem mu tą lampę – pomyślałem mimo woli). A co pan by mi poradził? –Spytałem.

– Dobrą jednostką, którą bym panu polecał, jest Centrum Szkolenia Inżynieryjno-Lotniczego w Oleśnicy.

– Ciekawa nazwa, brzmi dość inteligentnie. Oleśnica to chyba gdzieś blisko Niemiec? – Spytałem.

– Leży niedaleko Wrocławia. – Sucho stwierdził major.

– Brzmi ciekawie. Mógłby mi pan powiedzieć coś więcej na jej temat – spytałem.

– Jest to trzymiesięczna szkółka szkoląca żołnierzy do różnych zadań w jednostkach liniowych. Po skończonym szkoleniu uzyskasz stopień st. szeregowego. Jest tam doświadczona kadra zawodowa – znam osobiście kilku oficerów. Nie ma się, co bać nie zjedzą cię – roześmiał się.

– Skoro tak, to chyba się zdecyduję. A nie mógłbym służyć tu, w WKU? – Spytałem w przypływie nagłej myśli.

– Niestety – gdybyś się spytał dwa tygodnie temu, kiedy było jeszcze miejsce, to może by się udało. Na tę chwilę mamy już pełną obsadę. I tak masz szczęście z tą Oleśnicą, dostaliśmy zapotrzebowanie tylko na jednego żołnierza z naszego rejonu.

A więc stało się. Decyzja zapadła – jadę do Oleśnicy! Z tymi rewelacjami wracałem do domu. Humor miałem nie najgorszy, w końcu coś niecoś udało mi się osiągnąć. Pogoda też dopisywała, więc na razie nie było na co narzekać. Do wyjazdu pozostawał miesiąc. Nie macie jednak pojęcia, jak w niektórych przypadkach czas potrafi szybko płynąć. Miesiąc minął jak błyskawica. Przyroda powoli budziła się do życia. Wiosnę się czuło na każdym kroku. Dla mnie oznaczało to, iż czas rozstania jest coraz bliżej.

Wreszcie nadszedł sądny dzień szóstego kwietnia. Już w nocy nie mogłem spać z emocji, kręciłem się niespokojnie w łóżku. Rano samopoczucie miałem okropne, a moje słoneczko z trudem powstrzymywało łzy. Były to bardzo przykre i ciężkie chwile. Najgorsze ze wszystkiego było to oczekiwanie na chwilę rozstania. Mój skarb przygotował wspaniałe śniadanko, które w normalnych okolicznościach zjadłbym ze smakiem, w tym dniu jednak ledwie je tknąłem. Żołądek po prostu odmówił mi posłuszeństwa. Próbowałem się czymś zająć, jakoś zorganizować sobie ostatnie chwile przed odjazdem. Niestety myśl o rozłące wdzierała się do mojej głowy z zadziwiającą mocą i paraliżowała moje wszelkie poczynania. Starałem się być przez cały czas jak najbliżej ukochanej. Na „ostatnią wieczerze” poszliśmy do moich rodziców. Głównie, dlatego by nie siedzieć już dłużej w naszym pokoju, który do cna był już przesiąknięty smutkiem. Oprócz tego potrzebowałem kilku słów otuchy. Po drodze zrobiliśmy jeszcze drobne zakupy. Z tych wszystkich drobiazgów w jednostce przydały mi się jedynie koperty i znaczki. Oczywiście najpotrzebniejszych rzeczy jak na przykład maszynki do golenia nie kupiliśmy. Ale o grzebieniu, który przy moich trzech milimetrach na głowie sprawdzał się doskonale, nie zapomnieliśmy (na kompani czasami wygrywałem na nim smutne serenady). W domu podczas obiadu tata (stary rezerwista) udzielał mi rad jak przetrwać w wojsku. Po wykładzie pozostawała mi już tylko nadzieja, że wojsko od lat siedemdziesiątych zmieniło się na lepsze. Zbytnio mnie ta rozmowa jednak nie pocieszyła. Otrzymałem butelkę dobrej wódki (0,7l), abym miał coś na powitanie dla dziadków3. Mówiłem, że nie wiadomo gdzie trafię i że nie będzie mi potrzebna. Tata jednak nie kapitulował, stwierdził, że na pewno nie zaszkodzi, jak będę miał jakiś atut w kieszeni. W końcu się zgodziłem i zapakowałem ją do torby.

Po pożegnaniu z rodzicami poszliśmy na spacer po mieście. Po drodze prawie się do siebie nie odzywaliśmy. Słowa nie chciały wyjść z gardła, bo i co tu powiedzieć w takiej chwili. Coraz częściej spoglądaliśmy na zegarek i odliczaliśmy w duchu czas, który nam jeszcze pozostał. Wolnym krokiem coraz bardziej zbliżaliśmy się do dworca. Godzina rozstania zbliżała się nieubłaganie. Na peronie siedzieliśmy obok siebie w milczeniu. Nasze oczy z wolna napełniały się łzami, choć próbowaliśmy się powstrzymywać – na próżno. Po chwili dołączyli do nas przyjaciele, z którymi moja truskaweczka miała wrócić do domu, po moim odjeździe. Gwizd pociągu i jego światła owego wieczoru były wyjątkowo wstrętne. Zbliżały się z każdą sekundą i nic nie mogło tego zmienić. Zacząłem żegnać się z przyjaciółmi i ukochaną. Ogarnęła mnie wściekłość na cały świat, a zwłaszcza na wojsko, przez które musiałem teraz wyjeżdżać. Po ostatnim uścisku narzeczona wybuchła prawdziwą fontanną łez. Szybko się odwróciłem i wskoczyłem do pociągu, aby nie widziała, że i ja mam oczy pełne łez. Po chwili się jednak trochę opanowałem i ostatni raz pomachałem jej na pożegnanie z okna pociągu. Wiedziałem, że zobaczę ukochaną dopiero po przysiędze, czyli dopiero za miesiąc albo nawet dwa (o zgrozo!).

Pociąg ruszył z łoskotem. Zaczęła się, więc moja wędrówka w nieznane. Wojsko – mit, o którym nasłuchałem się tylu przeróżnych historii, zapraszało do weryfikacji moich danych. W pociągu próbowałem coś zjeść, niestety bez skutku – żołądek miałem nadal zaciśnięty. Po dwugodzinnej podróży dojechałem do Katowic. Zdążyłem już trochę ochłonąć. Po kilku minutach nadjechał pociąg do Zielonej Góry. Ruszyłem w dalszą podróż. W przedziale poza mną był jeszcze jeden wystraszony człowiek. Po krótkiej wymianie zdań okazało się, że podąża do tego samego celu, co ja. Co dwóch rekrutów to nie jeden! Okazało się później, że w owym pociągu jedzie więcej „ochotników”. Jechało się, więc już nieco raźniej. Podróż mimo to się dłużyła, a ja już chciałem być w jednostce i „złapać byka za rogi”, nienawidzę czekania. We Wrocławiu mieliśmy kilka godzin do następnego pociągu. Był środek nocy, ludzi prawie wcale za to żandarmów mnóstwo (nigdzie później nie widziałem ich więcej niż na tym dworcu). Wiedziałem, że wkrótce będzie ich trzeba omijać wielkim łukiem, lecz tej nocy nie musiałem się ich jeszcze obawiać. W końcu nadjechał oczekiwany pociąg do Oleśnicy, który opanowali w osiemdziesięciu procentach „ochotnicy”. Byli wszędzie, a ich chóralne śpiewy ogarnęły cały pociąg i towarzyszyły mi aż do końca podróży. Większość poborowych wykazywało dziwny entuzjazm. Cóż parę(naście) „browców” zrobiło swoje. Byli tak weseli, że zacząłem żałować, iż nie poszedłem w ich ślady. Ale zaczynanie służby wojskowej od kaca wcale mnie nie pociągało.

Na stacji pomimo wczesnej pory panował spory ruch. Gdy wysiadaliśmy z pociągu, naszym oczom ukazały się dwa samochody wojskowe, które już na nas czekały. Były one przygotowane do przewozu żołnierzy. Jazda nimi gwarantowała zwrócenie wszystkiego, co się jadło w ciągu kilku ostatnich godzin, zwłaszcza jeżeli się posiłek popijało piwkiem. W naszym kierunku ruszyli żołnierze z jednostki w Oleśnicy. Rozkaz, jaki otrzymali, był prosty: wyłapać towarzystwo, zanim wylegną na miasto, załadować na samochody i przywieźć do jednostki. W jednej chwili przeszła mi ochota do natychmiastowego „łapania byka za rogi”. Na bilecie pisało, że w jednostce mam się stawić do godziny dwudziestej czwartej. Ranek zapowiadał się pięknie, więc postanowiłem tyłami opuścić dworzec i przyjrzeć się trochę miastu. Nie ja jeden miałem takie odczucia, „zdezerterowaliśmy” w piątkę. Oleśnica niczym szczególnym się nie wyróżniała – ot miasto, jakich wiele. Postanowiliśmy pozwiedzać tutejsze bary. Pomyślałem, że jedno piwko na odwagę nie zaszkodzi. Jedno piwko szybko zmieniło się w trzy. Poprawił mi się nieco humor. Przecież mnie tam nie zjedzą – pomyślałem, w końcu polska armia należy do NATO. Będzie dobrze, musi być dobrze! W końcu całą gromadką ruszyliśmy w kierunku jednostki. Wszyscy przechodnie, których pytaliśmy o drogę, bez wahania wskazywali odpowiedni kierunek. Kilka minut po drugiej zjawiliśmy się przed bramą z napisem „WOJSKO POLSKIE”. Po chwili namysłu podeszliśmy do Biura Przepustek i po okazaniu pełniącemu tam dyżur żołnierzowi biletu znaleźliśmy się po drugiej stronie. Kazano nam siadać i czekać aż ktoś po nas przyjdzie. A więc się zaczęło!

Dariusz Maryan
  1. Lekarz był nieprzejednany i nadgorliwy w swych obowiązkach.

  2. Przydział jednostki z prawem darmowego przejazdu.

  3. Żołnierze starsi służbą – obecnie o około 6 miesięcy.

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.