Powieści i opowiadania > Seks dla umarłych

30. Trochę ciepła

Trochę ciepłaCzy była szczęśliwa? Naga i szczęśliwa jak dziecko? Kto wie... Śmiała się głośno, niemal szaleńczo. Przez chwilę nawet się o nią martwiłam, ale gdy na mnie popatrzyła, nie było widać, żeby cierpiała. Jej oczy też się śmiały. Rozmazany makijaż zdradzał, że płakała, a zaschnięta krew mogłaby sugerować, że działa jej się krzywda. Ale ona się śmiała, więc albo zwariowała, albo było jej dobrze. Albo jedno i drugie. Czy można zwariować ze szczęścia? Albo być szczęśliwym do zwariowania? Kto wie...

Obok dziwnej dziewczyny snem twardym jak u niemowlaka spała Bebe. Nie zbudził jej ani głośny śmiech, ani wcześniejszy tłumiony krzyk. Siedziałam pod oknem i patrzyłam. Roześmiana dziewczyna nie odezwała się do nas słowem. Nie znałyśmy nawet jej imienia. On wyszedł ponad godzinę temu, a ta nadal siedziała i się śmiała. Wariatka.

* * *

Nie wytrzymałam. Przyniosłam butelkę wina i rozlałam do plastikowych kubków. Wiem, perwersja. Co ja pieprzę. Prowokacja. Tfu. Profanacja! No. Ale wyjścia nie było, bo całe szkło brudne. Wypiła duszkiem, a potem ciągnąc do łóżka, pocałowała mnie namiętnie. Bebe tylko syknęła i przesunęła się w kąt, gdy uśmiechnięta dziewczyna dotykała mnie i całowała, nieco się przy tym rozpychając.

Pozwalałam jej na wszystko. Pozwalałam, ale nie oddawałam. Tylko zamknęłam oczy i leżałam, wyobrażając sobie, że to On. Jego ręce, jego język... Przycisnęłam ją mocniej i przez chwilę miałam ochotę zdrowo jej odwinąć. Nagle przeszła mi przez głowę niemal mordercza myśl. Chyba jednak byłam odrobinę zazdrosna, że była tu całą noc, że była jego tak samo, jak ja. Zazdrość to takie brzydkie uczucie... Należy mi się kara.

* * *

Kiedy mi przeszło, była już tylko przyjemność. Przyjemność dotyku jej ust, piersi, nóg i całej reszty. Muszę mieć nie po kolei w głowie, żeby tak lubić tę cielesną powłokę i wszystko, co się z nią wiąże. Ciekawe, czy można to jakoś zbadać w szerszej skali? Społeczny pociąg do ciała, potrzeba seksualnej bliskości i choćby delikatnego dotyku o podtekście erotycznym. Moje zapotrzebowanie na tle większości, na tle normy, na tle zdrowego społeczeństwa. Gdzie jestem? Myślę, że gdzieś wysoko poza skalą, w okolicach zaawansowanej nimfomanii. Martwa nimfomanka masochistycznie wierna i oddana Temu Jedynemu. Ile takich może być na całym świecie? Czy to się leczy? Szkoda, że to nie jest zaraźliwe. Z przyjemnością zaraziłabym tym cały świat. Ogólnoświatowa pandemia nimfomanii i erotomanii. Orgia w każdym domu. Ciekawe, czy koncerny farmaceutyczne zarobiłyby na szczepionkach.

Kiedy On leży przy mnie, mogę Go dotykać bez końca. Gdy tylko mam wolne ręce, wędrują po nim zachłannie, jakby to był już ostatni raz. To samo robią moje usta. Nie ma dla nich tabu, rejonów zakazanych czy niesmacznych. Gdy On dotyka mnie? Nie, nie ma takiego miejsca, którego bym mu nie oddała. Mógłby mnie odwrócić na lewą stronę, wypatroszyć, wybić zęby i wyrwać serce. To nic, że boli. Oddałabym. Gdy teraz ona dotyka mnie? Jest ogromnie przyjemnie. Gdyby to był ktoś obcy z ulicy? Nie pogniewałabym się. Byle mnie ogrzał, byle mnie ogrzała. Reszta nie jest ważna. Przecież i tak cierpimy. I tak umieramy.

* * *

Bebe nadal spała, ale co chwilę się kręciła i mnie szturchała. A gdy nie szturchała, to chrapała. Zaczynała mi już działać na nerwy. Gdybyśmy były same, chyba bym ją związała i wychłostała! Co się dzisiaj ze mną dzieje? Jestem wściekła jak osa. Kropka.

* * *

Zapytałam, jak ma na imię. Pokręciła tylko przecząco głową, a Bebe kolejny raz boleśnie mnie kopnęła. Ona to chyba robi specjalnie. Dość. Przykułam Bebe do kaloryfera, a Wariatkę pociągnęłam za rękę do drugiego łóżka. Pokazałam palcem na siebie i dałam do zrozumienia, że mam na imię Ania. – Rozumiesz? – kiwnęła głową, że tak. – Nie możesz mówić? – nie poruszyła się. Język ma, czułam go jeszcze przed chwilą. Olśniło mnie. – Ślubowałaś milczenie?!

Skinęła.

Patrzyłam z niedowierzaniem. Pierwszy raz widziałam kogoś, kto nie mówi. Przyjrzałam się jej jeszcze raz. Była piękna i nie miała na sobie nic poza śladami krwi. Uśmiechała się, gładząc wewnętrzną stronę moich ud. – Umyjesz mnie? Znasz to?

Tak. Tak.

* * *

Położyłam się na brzuchu. Rozłożyłam szeroko nogi. Rozłożyłam szeroko ręce. Rozczapierzyłam palce. Zapadłam się w pościel. Ledwie zamknęłam oczy, a poczułam, jak odgarnia włosy z mojej szyi. Poczułam jej usta. Poczułam jej ciepło. Prawie poczułam jej spojrzenie. Zaczęła wysoko, tam, gdzie przerzedzały się włosy. Klucząc językiem między pojedynczymi niteczkami, przyprawiała mnie o dreszcze. Całowała, lizała, ssała powoli i cierpliwie. Szyję, potem plecy. Nie męczyła się. Nie przerywała. Nie spieszyła, zupełnie jakby chciała pobić jakiś rekord. Albo jakby ćwiczyła. Gdy dochodziła do rozcięcia mojej odprężonej do granic możliwości pupy, zupełnie straciłam już rachubę czasu. Zapadałam się w wieczność, a ona całowała, lizała i pieściła mnie nawet swoim oddechem. Trochę z lewej, trochę z prawej, trochę w środku. Trochę wyżej, to znowu trochę niżej, trochę płycej i całkiem głęboko. Mijały minuty, mijały godziny... Może minął cały miesiąc, a ona nie przestawała. Zmieniała tylko miejsca. Piersi, brzuch, mały palec u prawej stopy, ucho, łechtaczka, powieki, usta, bok na wysokości pępka, dziurka, głębiej, kolano, kostka, łopatka, znowu piersi... bez końca.

* * *

Kiedy się obudziłam, leżałam na plecach, szczęśliwa, rozluźniona, uśmiechnięta od ucha do ucha, od pępka do pupy. Ona też się uśmiechała, nie przestając mnie głaskać. Przez chwilę zapomniałam, że mi nie odpowie i zaczęłam pytanie... – Dlaczego... – utknęło mi w gardle. Nastała cisza.

* * *

Klęczała pomiędzy moimi nogami. Złożona w pół. Co jakiś czas trzykrotnie uderzała głową o łóżko. Modliła się. Do Niego? Do mnie? Powinnam słyszeć jej modlitwę? Jeszcze nie słyszę.

Po którymś razie przytrzymałam jej głowę przy materacu. Zastygła w bezruchu. Gdy wróciłam z kuchni moja Wariatka była w tym samym miejscu, w tej samej pozycji. Czekała grzecznie. Zapaliłam świeczkę, stopiłam trochę wosku i wylałam jej na plecy. Nawet nie drgnęła. Przykleiłam palącą się świeczkę i poszłam spać. Musi się wypalić do końca. Nie może zgasnąć. Wtedy boli najbardziej.

* * *

Świeca daje ciepło. Odrobinę, ale jednak. Daje światło, rozjaśnia ciemność, daje nadzieję. Światło świecy prowadzi zagubionych do celu. Ten niewielki ruchomy ognik. Oczywiście ognik potrafi również poparzyć, ale jakie to ma znaczenie. Lepiej się poparzyć, niż zamarznąć.

Anna Korybucka
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.