Powieści i opowiadania > Seks dla umarłych

16. Koniec Świata

Koniec świataI widziałem, gdy zdjął szóstą pieczęć, że powstało trzęsienie Ziemi i Słońce pociemniało jak czarny wór, a cały księżyc poczerwieniał jak krew. I gwiazdy niebieskie spadały na Ziemię, podobnie jak drzewo figowe zrzuca figi swoje, gdy wiatr gwałtowny nim potrząśnie. I niebo znikło, jak niknie zwój, który się zwija, a wszystkie góry i wyspy ruszone zostały z miejsc swoich.

Jak długo można czekać na Koniec Świata? Czy można go przyspieszyć? Bebe mówi, że można. Wystarczy umrzeć. Tak jakby to było takie proste. Ale ona jest jeszcze dzieckiem. Co ona tam wie? Zresztą, co ja wiem? Co my w ogóle wszyscy wiemy? Gówno. Nic. Zero. Jak dzieci we mgle.

* * *

Powoli odzyskuję przytomność. Wiszę głową w dół. Czuję słodki smak krwi. I sól. Tak. Kiedyś lubiłam się rozciągać, podobało mi się, że moje ciało jest jak z gumy. Teraz z bólu co chwilę tracę przytomność. Mam halucynacje. Jestem rozciągana. Rozrywana. Mam wrażenie, że sznur zaraz odetnie mi stopy. Nauczyciel z matematyki groził kiedyś, że nogi z dupy mi powyrywa. Szkoda, że mnie teraz nie widzi. Zdziwiłby się, że można to zrobić.

* * *

Mam umrzeć przed gwiazdką? Koniec świata. 21 grudnia 2012 roku. Skąd Majowie mogli o mnie wiedzieć? Nie wiem.

Krople krwi stukają o blaszaną miednicę, która leży pode mną. Mój blaszany bębenek. Czy przed oczami nie powinno przelecieć mi teraz moje dziwne życie? Przypomnieć się twarz ojca? Twarz wujka, gdy mnie gwałcił? Twarz pierwszego człowieka, którego zabiłam? Twarz tego, którego kocham. Albo chociaż nauczyciela matematyki, który tak bardzo chciał mnie okaleczyć, choć przecież mnie lubił. Ale nie widzę tego wszystkiego. Nie widzę swojego minionego życia. Widzę talerz i zastanawiam się, czy dałoby się ze mnie zrobić kaszankę? Czy mogłabym tam leżeć? Jako kiełbasa, szynka i kaszanka. Podzielona. Posortowana. Poukładana? Chciałabym.

Zawsze lubiłam, gdy mnie jadł, nawet jeśli tylko na niby. Gdy całował i gryzł. Gdy drapał i zlizywał krew. Gdy wycinał kawałek skóry. Czy na końcu mogłabym zostać pieczenią? Wiem, jestem szczupła, lekka. Niewiele na mnie tłuszczu, trochę mięsa. Nie dużo, ale żeby zakopywać do ziemi? Żeby zgniło? Marnotrawstwo.

* * *

Pamiętam jeden wieczór, obsługiwałam go razem z dwiema koleżankami. Nagie kursowałyśmy pomiędzy kuchnią, a jego stołem. Kiedy blat był już nakryty, On popatrzył na mnie i powiedział, żebym zrzuciła wszystko na ziemie. Powiedziałam, że przecież się rozbije, tak jakby sam tego nie wiedział. Jak w filmie. Nie dokończyłam zdania, a już wiedziałam jaką zrobiłam z siebie idiotkę. Dostałam po plecach. Ale najwyraźniej się nie pogniewał, bo zaraz później kazał mi się położyć na zimnym, gładkim, twardym blacie. Nogi szeroko rozciągnięte, pośladki na kraju stołu, brzuch płasko, głowa w dół, bezwładnie, poza drugą krawędź stołu. Nie ruszaj się. Oddychaj, jakbyś udawała, że nie żyjesz.

Przy nakładaniu jedzenia nie potrafiłam leżeć bez ruchu. Najbardziej parzyły ziemniaki i sos, zwłaszcza gdy spływał po bokach. Mięsiwo jakoś mniej. Jadł rękami. Gdyby używał widelca i noża, wyglądałabym pewnie teraz jak ser szwajcarski albo Frankenstein. Gdy skończył, zlizał z mojego brzucha resztkę sosu, pozostałe odpadki zrzucił niedbale ręką na podłogę. Nie widziałam go, ale czułam, że patrzy na mnie i zastanawia się co mi zrobić. Na deser. Pękłabym, gdybym zjadła tyle, co On wtedy. Lubiłam, gdy był głodny.

Chciałabym, żeby przy tym był. Żeby trzymał za rękę. Chciałabym, żeby to on mnie potargał, rozdarł, utulił, zjadł. Kto wie, może nawet tutaj dzisiaj jest.

* * *

Dziwna sprawa z tym końcem świata. Tyle ich już było, setki, a wciąż budzą tanią sensację. I nawet ja czekam. Wiem, że to bez sensu, a i tak czekam. Ale są lepsi ode mnie, tacy, którzy chcą koniec świata zatrzymać. Którzy chcą się na niego przygotować. Zrobić zapasy. W piwnicy czeka jedzenie, woda, latarki, baterie, świeczki, a nawet złoto. Ale jak można jeść po końcu świata? Jak zapalić potem światło i co można kupić za złoto, gdy już nikt niczego nie sprzedaje? Nie lepiej wszystko zjeść wcześniej? Wypić wcześniej? Roztrwonić. Przehulać.

* * *

Gdybym żyła, zorganizowałabym w dniu końca świata cudowną orgię. Umówiła się z koleżankami, zaprosiła kilku kolegów. Naszykowałybyśmy dużo jedzenia, a potem zamknęli się wszyscy w jednym pokoju zupełnie nadzy. Tylko jedzenie, seks i rock and roll. Może jeszcze trochę wina. I nie wychodzilibyśmy aż do końca. Gdybym żyła.

Anna Korybucka
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.