Powieści i opowiadania > Seks dla umarłych

24. Nie bój się

Nie bój sięNie bój się! Chociaż może nie powinnam tego mówić, bo zawsze, gdy to słyszę zapala mi się czerwona lampka. Dlaczego ktoś myśli, że będę się bała? Czy wie o czymś, o czym ja nie wiem? Wie, co zaraz nastąpi i że to będzie straszne? Dlaczego mnie uspokaja? Czego tak naprawdę ode mnie chce?

* * *

Nie bój się, powtarzałam przywiązując go do łóżka. Prawa ręka. Lewa ręka. Lewa noga. Prawa noga. Dlaczego przyszedł? Czego się spodziewał? Czego mu brakowało? Nie wiem... teraz na pewno się boi. Powinien się bać. On naprawdę ma powody, by się bać.

* * *

Ktoś, kto do mnie przychodzi, decyduje się zupełnie oddać w moje ręce. Teoretycznie wie, co go może czekać, choć nie zawsze ma wystarczająco bujną wyobraźnie. Ale raczej nie robię nikomu krzywdy. Raczej. Tak jak On nie robi krzywdy mi, nawet gdy mdleję z bólu. Nie. On nie robi mi nic złego. To co innego.

Dzisiaj sytuacja jest inna. Ten przystojny mężczyzna, który leży teraz przede mną na łóżku, naprawdę ma powody do obaw.

* * *

Sprawdzam, czy na pewno jest dobrze przywiązany i się nie uwolni. Jesteśmy na odludziu i nawet gdyby krzyczał, to nikt go nie uratuje, ale boli mnie dzisiaj głowa, nie chce słuchać jego krzyku. Ściągam mu buty i knebluję skarpetkami. Próbuje coś powiedzieć, a ja siadam na nim i rozcinam jego koszulę. Materiałem przewiązuję mu usta, by nie mógł nic zrobić. Następnie cicho szepcę mu do ucha, żeby się jednak bał. Że zrobił, coś bardzo, bardzo złego i teraz przyszedł czas za to zapłacić. Bój się.

* * *

Dwa tygodnie później pokój był już zupełnie czysty. Nie było śladów krwi. W ogóle nie pozostało po nim żadnego śladu. Po jego przystojnej buźce. Po pięknych oczach. Wytrenowanych na siłowni bicepsach. Zniknął. Przyznam, że kusiło mnie, by sobie coś po nim zostawić. Np. obedrzeć go ze skóry, a później coś ładnego z niej zrobić. Albo wisiorki z jego kości... Ozdobę na szafkę z jego czaszki. Ale trzymanie dowodów zbrodni na widoku nie jest najlepszym pomysłem.

* * *

Żartowałam. Nie zabiłyśmy go. Tylko go trochę postraszyłyśmy, upuściły trochę krwi... Przez dwa tygodnie torturowałyśmy wg najlepszych średniowiecznych przepisów. W końcu obiecał poprawę i pokutę. Raz na miesiąc sam się do nas zgłosi, byśmy mogły go ukarać. I na pewno się na nas nie poskarży. Nie po tym, co mu zrobiłyśmy.

* * *

Pokój jest już czysty, a my popijamy resztki jego krwi. Zbyt mało mu jej upuściłyśmy! Czy to obrzydliwe? Kto wpadł na pomysł, by wampiry piły właśnie krew? Albo czarownice? Siedzimy nago na czystym kocu, skąpane w promieniach słońca. Mamy czystą, lśniącą skórę... ale pod światło widać co płynie w nas. W środku. Krew. Jego krew. Palcem wycieram wnętrze kielicha. Ona oblizuje z niego ostatnie krople. Gryzie mnie. Ściskam z całej siły jej brodawkę. Ona za chwilę odgryzie mi chyba palec, więc zwalniam uścisk i łapię ją za nos ciągnąc do tyłu. Uwalnia mój palec, ale natychmiast szarpie mnie za włosy. Dawno się z nikim nie biłam. Krzyczę z bólu, albo żeby dodać sobie animuszu. Z całej siły uderzam ją w twarz, ona przygniata mnie kolanem i zaczyna dusić. Jednym ruchem zrzucam ją z łóżka i ląduję między jej nogami. Jestem silniejsza. Przytrzymuję jej ręce i wsuwam się między jej nogi. Chciałabym ją teraz zgwałcić, ale nie mam czym. Uderzam w brzuch i wykorzystując zaskoczenie obracam na brzuch. Jestem cięższa, a ona przygnieciona moim ciężarem nie może nic zrobić. Targam prześcieradła. Jest już moja.

* * *

Ciągle nic nie mówi. Ani słowa. Ręce i nogi ma związane. Nie może się ruszać, ale przecież mówić może. Milczy.

* * *

Teraz nie muszę się już śpieszyć, więc spokojnie przeszukuję szufladę i wracam ze sznurami. Nogi przywiązuję do nóg wysokiego taboretu. Jej tułów przekładam nad siedziskiem. Ręce przywiązuje z drugiej strony. Nie protestuje. Szkoda, że nie mam już jego krwi, a jej nie chcę dzisiaj kaleczyć. Wiem, jakie ma jutro plany.

* * *

Przynoszę butelkę czerwonego wina. Przecież wystarczy się pomodlić, by zmienić ją w krew. Więc stoi przede mną jak taboret. Krwawi, jak zarzynany przystojniak dwa tygodnie temu. Winna krew spływa jej między pośladkami. Czerwieni się w jasnym słońcu na bladej skórze jej nóg. Ona. Zaprasza do gwałtu. Stoi bez ruchu, martwa jak taboret. Oczekująco... Lekko rozwarta, nasączona winem. Wilgotna.

Wchodzę.

Anna Korybucka
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.