Powieści i opowiadania > Seks dla umarłych

4. Cisza

Cicho jak w piekle. Leżę naga, wyciągnięta na łóżku niczym struna. Przedziwny instrument. Duży palec u nogi dotyka ściany. Palce wskazujące obu rąk dotykają meblościanki. Jestem długa i naprężona. Brakuje tylko grajka, żebym mogła zagrać. Nie, nie zagrać. Zabrzmieć.

* * *

Mam na imię Ania. Nie Andzia. Moje czarne włosy falują na błękitnym prześcieradle jak na tafli jeziora. Delikatnie rozchylone nogi płyną przez pół łóżka. Nic mnie nie przykrywa, nie otula. Jestem naga i bezbronna, ukryta tylko nocną ciemnością.

Leżę już czwartą dobę. Piję tylko wodę. Głodzę się. Nie, nie jestem anorektyczką, ważę tyle, ile trzeba. Po prostu chciałam poczuć swój żołądek, upewnić się, że go mam. Jedzenie by mnie rozpraszało. Przyniosłam sobie wiadro, żeby nie chodzić do ubikacji, i dużo wody, żeby nie chodzić do kuchni. Teraz mogę tylko leżeć i być. Kiedy ostatnio tak naprawdę byliście ze sobą? Sam na sam.

* * *

Cisza jest bolesna. Z każdą godziną boli bardziej, zwłaszcza, że rany na ciele już się zagoiły. Nie zrozum mnie źle, to nie tak, że jest cicho. Mieszkam w mieście, a w mieście cisza, nawet nocna, już dawno umarła. To nie taka cisza, nie kojąca, nie wiejska, nie nostalgiczna cisza rodem z utraconego dzieciństwa. Moja cisza jest gorsza, bo piekielna. Ty możesz usłyszeć, wystarczy przyłożyć ucho do ściany, bo dźwięki są, latają sobie samopas w powietrzu, rozchodzą się falą na wszystkie strony, nieważne czy chciane, czy nie. Hałasy, kłótnie, chrapania, życie... Tam za ścianą coś jest. Tylko do mnie już nie dociera, dla mnie jest niesłyszalne, nierealne, nieistniejące. Każde w swojej inności niepowtarzalne, z bliska straszne, niesamowite. Ale to tam, za ścianą. U mnie jest tylko cisza, nieznośna i piekielna. Tylko mnie nie żałuj. Nie chcę litości. Nie potrzebuję.

* * *

Kiedy byłam mała, mama opowiadała mi historię o Czerwonym Kapturku, takiej dziewczynce, która musiała iść przez straszny las, w którym czyhały na nią podstępne zwierzęta spragnione jej krwi i tego, co dźwigała w koszyczku dla babci. No ale co może zrobić wilk takiej małej, niewinnej dziewczynce? Rozszarpać, zagryźć, zjeść. Przetrawić i zwrócić materii wszechświata. Uspokoić. Zjednoczyć z resztą bytu, z którego została niespodziewanie wyrwana. Nieskończony spokój w harmonii ze wszechświatem za cenę kilku sekund bolesnego przeciskania się przez dziurkę od klucza albo igielne ucho, jak kto woli.

CiszaAle czy Czerwony Kapturek naprawdę zszedł ze ścieżki i rozmawiał z nieznajomym wilkiem? Może dziewczynka była jednak posłuszna rodzicom, a na swojej drodze nie spotkała wcale złego wilka, tylko dobrego leśniczego? Leśniczy powiedział, żeby nie krzyczała i nie mówiła nic mamie.

Czerwony Kapturek płakał. Bolało i piekło, ale łzy wcale nie pomagały, więc poprawił tylko potarganą sukienkę, pozbierał rzeczy do koszyka i poszedł dalej do babci. Leżąca w łóżku babcia oczy i uszy miała normalnej wielkości, w dodatku trochę już przytępione wiekiem, więc niczego nie zauważyła.

* * *

Dziewczynka nie chciała już chodzić do babci. Bała się lasu i żyjących w nim duchów, ale rodzice kazali jej babcię odwiedzać i nie stroić fochów. Babcię trzeba odwiedzać, bo jest sama, bo potrzebuje towarzystwa i cieszy się gdy widzi wnuczkę. Więc dziewczynka przestała protestować i chodziła do babci regularnie. Tylko w lesie było coraz ciszej. Za każdym razem ciszej i ciszej. Poza tym każda wycieczka do babci wyglądała tak samo. Ta sama ścieżka, to samo miejsce, ten sam rytuał. Tylko już nic nie było słychać i nic nie bolało.

Aż któregoś dnia leśniczego zabrakło na ścieżce. Nawet poczekała, w końcu chyba byli tu umówieni. Czekała prawie do wieczoru, ale nie przyszedł. I następnego dnia też nie. I następnego... Nie, dziewczynka wcale się nie ucieszyła, a las wcale nie stał się bardziej przyjazny. Teraz nie było już zupełnie nikogo. A ptaki wcale nie zaczęły znowu śpiewać. Wręcz przeciwnie, zrobiło się jeszcze ciszej, tak cicho, że aż bolały uszy. Tak cicho, że trudno było to wytrzymać. Mała dziewczynka sama w głuchym lesie. Zupełnie sama. Czy może być coś gorszego niż samotność?

* * *

Leśniczy już nigdy więcej się nie pojawił, w każdym razie nie ten, z tamtego lasu z dzieciństwa. Ale cisza pozostała już na zawsze, piekielna i bolesna pustką. Wszystko jest od niej lepsze. Wszystko można oddać, byle ją zagłuszyć, byle zapełnić tę nieznośną próżnię, wypełnić porcelanowe naczynie swojego ciała jakimś dźwiękiem, żeby odbijał się echem, żeby tłukł. Żeby brzmiał.

Anna Korybucka
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.