Recenzje > Audiobooki, czyli książki czytane

„Skarb w Srebrnym Jeziorze” – Karol May

Wiem, że w stosunku do tej literatury nie uchodzi używać epitetów „wielka”, „znakomita”, może nawet nie „dobra”. Ale już mam wątpliwości, czy nie można powiedzieć o niej „ważna”, „bądź warta poznania”? Miałem szczęście podwójne, chociaż słowo „szczęście” jakoś nie bardzo jest kompatybilne z moim dzieciństwem, że jestem z pokolenia, które wychowało się na książkach. W przeciwieństwie do dzisiejszych czasów, wówczas czytała znakomita większość dzieci.

Tak, wiem, gdzie tam Karolowi Mayowi do Stevensona, Sabatiniego, Sztilmarka, Coopera, Verne’a, Dumasa. Nawet nie warto porównywać. Śmiem także twierdzić, że polscy autorzy powieści o Dzikim Zachodzie prześcignęli Maya. Wiesław Wernic ze swym westernowym cyklem, wyraźnie czerpiącym z „Wirgińczyka” Owena Wistera, czy Longin Jan Okoń z historyczno-etniczną trylogią o „Tehumsehu” (bądź tetralogią, jeżeli weźmie się pod uwagę powieść o Czarnym Jastrzębiu). Nie mówiąc rzecz jasna o „Złocie Gór Czarnych” Szklarskich. Tylko, że w dziesięciu najważniejszych książkach mojego życia, dziesięciu, które miałbym zabrać na bezludną wyspę, na pewno znalazłoby się coś Maya, a nic z tych wymienionych wyżej pozycji. Tylko co? Bez względu na to, czy pierwsze miejsce wśród powieści Karola Maya zajmuje „Winnetou” czy „Old Surehand”, to „Skarb w Srebrnym Jeziorze” będzie zawsze trzeci i gdy bywało mi bardzo smutno, to właśnie po niego w dorosłym życiu sięgałem.

Bezwzględnie należy podkreślić, że „Skarb” różni się zdecydowanie od „Winnetou” i „Old Surehanda”. Należy pamiętać, że w obu tych powieściach narracja prowadzona jest w pierwszej osobie. Narratorem i głównym bohaterem, pomimo sugestii tytułowych, jest Old Shatterhand. W “Skarbie” natomiast narracja prowadzona jest w trzeciej osobie, zaś Old Shatterhand i Winnetou pojawiają się dopiero mniej więcej w połowie powieści. Pierwszy z nich wprawdzie pełni przez kilkadziesiąt stron dość ważną rolę, to jednak potem oddaje pole innym. Winnetou z kolei jest sprowadzony do roli statysty. Aczkolwiek ów z rzadka, ale jednak się odzywający fragment scenografii dla czytelnika znającego powieści Maya jest o wiele ważniejszy niż by pozornie wyglądało. Karol May nie daje przecież czytelnikowi szans, żeby poznał szczegółowo najszlachetniejszego z Indian, sławnego wodza Apaczów. Nie jest główną postacią przygód, zasadzek, walk. Odnoszę wrażenie, że pisarz uznał, iż legenda Winnetou jest tak znana, że nie trzeba mu poświęcać zbyt wiele miejsca, a wystarczy postawić Apacza trochę z boku nurtu akcji, pozostawiając mu funkcję swoistej wyroczni, do której o poradę zwracają się pozostali bohaterowie. Czytelnikowi zostaje w wyobraźni obraz wyprostowanego dumnie Indianina, traktującego przyjaciół z wyrozumiałością, pogardzającego wrogami, stojącego czy siedzącego poza blaskiem ogniska, znikającego, samotnego zwiadowcy.

O ile w „Winnetou” autor przy pomocy swojego alter ego – Old Shatterhanda przedstawia dzieje wodza Apaczów Mescalero, zaś w „Old Surehandzie” historię także bohatera tytułowego, to w „Skarbie w Srebrnym Jeziorze” już bez niczyjej pomocy opisuje przygody ostatniego z wymyślonej przez siebie „Wielkiej Czwórki”. Mowa o Old Firehandzie. Karol May znalazł upodobanie w tworzeniu przydomków westmanów z przymiotnikiem „stary”, oznaczającego tutaj raczej „legendarnych”, „doświadczonych”. Czytelnik pamięta przecież „Old Wabble’a” czy „Old Deatha”. Czasami w tekście brzmi to śmiesznie, gdy któryś z białych zwraca się do naszego bohatera per „Mr Shatterhand” czy „Mr Firehand” – „Panie Grzmocąca Ręka”, „Panie Ognista Ręka”. To niezaprzeczalny urok powieści.

Ale czy to wszystko jest ważne dla tego, do którego skierowana jest ta powieść? Oczywiście nie. Młody czytelnik widzi bezkresną prerię, na której bohaterowie odczytują ślady wrogów bądź przyjaciół i wraz z nimi pędzi konno ku dalekim wzgórzom. W dolinach zasiada przy ogniskach, piekąc upolowane pieski preriowe, dorównujące w smaku jagnięcinie. Skrada się wąwozami i lasami, przeprawia przez rzeki, gubi pogoń brnąc w górę potoku. Zastawia zasadzki w skalistych kanionach, odwiedza przyjaznych farmerów na ich ranczach. W indiańskich wsiach walczy o życie, pojedynkując się z najbardziej znamienitymi wojownikami plemienia. A jakże! Jest silnym, mądrym, nigdy niechybiającym ze swojego sztucera Henry’ego Old Shatterhandem, przyjacielem wszystkich czerwonych i białych mężów, który nigdy nie zabija, chyba, że jest do tego zmuszony. Albo pięknym, dumnym, z grzywą tak czarnych, że aż granatowych w słońcu włosów, noszącym przy siodle dwururkę o kolbie nabijanej srebrnymi gwoździami, Winnetou. Może na podwórku być także Old Firehandem, potężnym, wysokim, muskularnym, brodatym myśliwym. Czyn każdego z nich to bohaterstwo, odwaga, męstwo, a ich słowo to mądrość i sprawiedliwość. Strój, koń, broń to legenda, marzenie. O nich nasz młody czytelnik nie drży. Na podwórku zawsze zwycięża, wychodzi z wszelkich opresji. Jeżeli jednak czytelnik jest sprytny albo nieco starszy, to gdy te trzy nazwiska zostaną „zajęte”, wówczas przypomni sobie o pozostałych bohaterach. Może nawet sięgnie do słownika angielsko-polskiego i przetłumaczy przydomki, które jak i noszące je postacie są zwykle w pierwszej chwili wyśmiewane, by jednak w dość krótkim czasie z ogromną siłą eksplodować i uczynić niepozornych, trochę ułomnych mężczyzn legendami Dzikiego Zachodu: Ciotka Droll (Zabawna Ciotka) i Hobble-Frank (Utykający Frank), Długi Davy i Gruby Jemmy, Humply-Bill (Garbaty Bill) i Gunstick-Uncle (stempel armatni, lufa broni?). Jeżeli woli dumę i małomówność, a przy tym chciałby się trochę popisać, to wystarczy zapamiętać „indiańskie” imiona Starego i Młodego Niedźwiedzia, tajemniczych, samotnych ostatnich potomków wymarłego, prawie legendarnego plemienia, których ogłada i dystyngowanie, odwaga i sprawiedliwość przywodzą na myśl Hrabiego Monte-Christo albo Kapitana Blooda.

Podział na dobrych i złych jest jasny jak słońce. Żadnych złudzeń. Poza może pewną dozą głupoty, którą Karol May dawkuje u niektórych pozytywnych bohaterów przeznaczonych jego pisarską wolą do asystowania tym kryształowym postaciom. W „Skarbie” takim bohaterem, który jednocześnie wzbudza litość i szacunek, ganiony jest za głupotę, ale stanowi legendę Dzikiego Zachodu, jest Missouri-Blenter, a także po trosze Czarny Tom. Poza tym reszta białych jest po prostu niewyraźna, stanowi mgliste tło fabuły, z której od czasu do czasu pisarz wyciąga na środek sceny, dopisuje do przygody kogoś, kto z powodu niedoświadczenia pada ofiarą bądź złych białych włóczęgów, bądź Indian. Pamięta czytelnik Santera z „Winnetou”? Kwintesencja zła. Tutaj jego odpowiednikiem jest przywódca trampów – Rudy Kornel. Od wielu lat ciągnie się za nim ślad mordów, kradzieży. Każde jego pojawienie się w fabule łączy się z kolejnym łajdactwem. A ich łańcuch prowadzi do zaplanowanego strasznego plugastwa, któremu mają zapobiec pozytywni bohaterowie. Ale niech się czytelnik nie martwi, nie drży. Łotr zostanie ukarany. Tylko, że dłoń żadnego z „białych” charakterów nie zostanie splamiona krwią nikczemnika. Zło zostanie pokonane przez zło. Łajdak dostanie to, na co zasłużył. Chociaż dobrym westmanom trudno będzie się z tym pogodzić. Karol May rzuci w tym momencie parę sloganów, kilka banałów o chrześcijaństwie, miłości bliźniego. Zastanawiam się dlaczego to robi? Żeby podkreślić i tak przecież wyraźną granicą przechodzącą pomiędzy dobrem i złem? W jakiś sposób wytłumaczyć, wybielić postępowanie białych najeźdźców? Czy może pro publico bono? Żeby młody czytelnik dostał na tacy odpowiednie wartości? Parokrotnie pisarz obsypuje europejską głowę popiołem. Rehabilituje postępowanie Indian. Nawet tych, których stawia po stronie zła. Ale nie jest to dwuznaczne. Wydaje się, że mówi, iż pierwotni mieszkańcy Ameryki Północnej zostali skrzywdzeni historycznie i nic ich dobrego ze strony białych już nie czeka. Ale i tak każdy ich nikczemny postępek musi być osobno rozliczony i odpowiednio osądzony.

Karol May - Skarb w srebrnym jeziorzeŻaden z Indian, oprócz Apacza i obu Niedźwiedzi, nie dostąpił zaszczytu stania się bohaterem. Cóż, to jeszcze epoka literacka przed takimi książkami jak „Pochowaj me serce w Wounded Knee”, czy „Ishi: Człowiek dwóch światów”, które diametralnie zmienią postrzeganie Indian i Ameryki Północnej XIX i początku XX wieku. Ale dzięki temu od czytelnika nie wymaga się rozumienia kulturowo-historycznych niuansów. W książce jest dość prosto: Utah są tymi niedobrymi, Navajo to sprzymierzeńcy pozytywnych bohaterów. Żeby było kolorowo w opisywanych przygodach Karol May tworzy kilka wyrazistych postaci wodzów i wojowników. Jednak ich wyrazistość polega raczej na porównaniu w stosunku do białych przeciwników. Pozytywne cechy westmanów odbijają się w Indianach jak w krzywym zwierciadle, nie mrożąc krwi w żyłach, a raczej budząc uśmiech, który pojawia się na twarzy już w momencie przedstawienia ich imion. Warto przytoczyć fragmenty znakomitego dialogu Ciotki Droll z wodzem Navajo Długim Uchem. Zawsze do niego wracam z przyjemnością, uważając za majstersztyk:

-Mów po angielsku, stary hultaju! Ja twego języka nie znam. Indianin mruknął znowu kilka niezrozumiałych wyrazów, toteż Droll obstawał: – Nie udawaj! Wiem, że mówisz zupełnie dobrze po angielsku. – No! – zaprzeczył wódz. – Nie? Czy znasz mnie? – No! – Czy nie widziałeś mnie jeszcze nigdy? – No! – Hm! Namyśl się! Musisz mnie chyba pamiętać? – No! – Widzieliśmy się w Forcie Defience! – No! (…) – Z nimi zniknął także mój karabin i torba na kule. Kazałem na lufie wyryć C.D., to znaczy ‹Ciotka Droll›. Dziwnym zbiegiem okoliczności litery te znajdują się na lufie twojej strzelby. Czy wiesz może, jak się tam dostały? – No! (…) W oka mgnieniu wyrwał Indianinowi karabin z ręki, woreczek zza pasa i odwrócił się od niego. Ale czerwonoskóry rzucił się błyskawicznie ku niemu, wołając dość dobrą angielszczyzną: – Oddaj je! – No! – odpowiedział teraz Droll. – To moja strzelba! – No! – Ten woreczek również! – No! – Jesteś złodziejem! – No! – Oddaj je, albo cię zmuszę do tego! – No! (…) – A więc mów szczerze: znasz mnie? – Yes! – odpowiedział Indianin wbrew wszelkim oczekiwaniom. – Byłeś ze mną w Forcie Defience? – Yes! – Upiłeś się? – Yes! – A potem zniknąłeś z moją strzelbą i woreczkiem? – Yes! – Dobrze! Możesz je więc zatrzymać; masz tutaj! A tu jest moja ręka. Zostańmy przyjaciółmi, ale musisz mówić po angielsku i nie wolno ci kraść.1

Piękny przykład relacji, jak to sobie May wyobrażał, inteligentnych białych z głupimi Indianami, przemycania w tekście wartości chrześcijańskich oraz wyrozumiałości, jakby dorosłego w stosunku do niegrzecznego, ale jednak kochanego dziecka.

Pisarz jasno wartościuje uczynki. Wyraźnie rysuje postacie. Fabułę kreśli dość infantylnie. Czasami można dostrzec nielogiczności w jej nurcie. Nie ma to jednak wpływu na obraz Dzikiego Zachodu. Nie jest on cukierkowy, ponieważ autor nie ucieka od makabrycznych opisów mordów, walk, porwań, kradzieży, które w XIX wieku były normą pomiędzy Wschodnim a Zachodnim Wybrzeżem Ameryki Północnej. May stara się przywołać jak najbardziej realny wachlarz postaci mieszkających, włóczących się, polujących na tym obszarze: farmerów, ranczerów, pracowników kolei, trampów, rafterów, westmanów, Indian. Przygody stara się umieszczać wszędzie, gdzie, jego zdaniem, mogli dotrzeć, przebywać bohaterowie. Do znanych z poprzednich jego książek dorzuca w „Skarbie” parowiec płynący po Arkansasie.

„Skarb w Srebrnym Jeziorze” został napisany pod koniec XIX wieku. W Polsce wydano książkę w latach dwudziestych następnego wieku. Ja znam ją w przekładzie powojennym. Do słuchacza trafia audiobook czytany na podstawie przekładu z 1925 roku. Jak według mnie to wypada? Tak jak porównanie powołanych na początku tego tekstu powieści przygodowych z książkami Karola Maya. Nie za dobrze? Nie do końca. Starałem się ukazać wartość powieści Maya, pomimo jej prostoty, wręcz infantylności, miejscami irytującej dorosłego czytelnika. Tak samo jest z tekstem czytanym przez Wojciecha Dąbrowskiego. Chwilami drażni. Zanim jednak o tym dlaczego, to najpierw chcę napisać, że po przeczytaniu informacji na okładce audiobooka o przekładzie, od razu pomyślałem o przedwojennych polskich filmach. Każdy przecież zna stare kino! Nienaturalny makijaż mężczyzn. Nienaturalne ruchy. Nienaturalna mimika. Nienaturalny ton, tembr głosu. A wszystkich nas to bawi. Odbieramy to pozytywnie. I tak jest z tym przekładem. Tak jest z interpretacją Dąbrowskiego, przecież doświadczonego aktora teatralnego i filmowego, od trzydziestu lat występującego na scenie. Nie sądzę, że aktor chciał zlekceważyć lektorską pracę. Wręcz przeciwnie. Uznał pewnie, że powinien się dostosować do przedwojennego przekładu nawet za cenę irytacji wzbudzonej u słuchacza. Zatem lektor potraktował powieść niezbyt poważnie i w tenże niepoważny sposób zinterpretował dialogi, a co za tym idzie i postacie. Moim zdaniem całkiem słusznie. Trudno przecież wyobrazić sobie, żeby bohaterowie Maya mogli być realnymi postaciami. I ów brak realizmu w postaciach Dąbrowski odpowiednio artykułuje. Piskliwy głos Ciotki Droll, tubalny i dumny aż do przesady głos Winnetou, emanujący ewangelicznym kaznodziejstwem głos Old Shatterhanda. Aczkolwiek tam, gdzie pisarz epatuje potwornością opisów lektor odsuwa żarty na bok. Wówczas nie czas na krotochwile.

Co zatem drażni? Przede wszystkim „sztuciec Henry’ego”. Naprawdę trudno odgonić wyobrażenie narzędzia kuchennego zawieszonego na plecach Old Shatterhanda. A po za tym, i to chyba jednak wina lektora, brak konsekwencji w wymawianych przydomkach zakończonych na „-hand”. Dąbrowski raz wymawia „e”, innym razem „a”. Podobne niekonsekwencje w wymowie trafiają się przy nazwach plemionach. Jeżeli lektor czyta oryginał przekładu bez własnych poprawek, to przepraszam i nie mam zastrzeżeń.

-----

Recenzja powstała dzięki współpracy z portalem www.info.audiobook.pl.

Jerzy Lengauer
  1. Karol May, Skarb w Srebrnym Jeziorze, przekład polski na podstawie wydania Biblioteki Dzieł Wyborowych z 1948r., Warszawa 1970, s. 456-458.

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

Audiobooki, czyli książki czytane:

„Siddhartha” - Hermann HessePod flagą biało-czerwoną„Senność” - „Ziewanne” historyjki„Moje drzewko pomarańczowe”, czyli lekcja czułości„Pachnidło” w interpretacji Tomasza TraczyńskiegoJęzyk angielski dla początkujących - recenzja„Lato przed zmierzchem” – Doris LessingHanna Bakuła „Hania Bania”„Nowe przygody Mikołajka” – René Goscinny„Kocham Paula McCartneya” – Joanna Szczepkowska„Kontrabasista” – Patrick SüskindPrzygody Olivera Twista - Charles Dickens„Złote nietoperze” – Grażyna Jeromin-Gałuszka„Ptasiek” – Williama WhartonaCheri„Wróżby Kumaka” – Günter Grass„Za blisko domu” – Linwood Barcley„Róże cmentarne”, czyli ogólne naśladowanie„Gnój” – Wojciech KuczokCzapa, czyli śmierć na ratyDynastia Miziołków„Zapiski na pudełku od zapałek” – Umberto EcoDzikie serce. Tęsknoty męskiej duszy„Kubuś Fatalista i jego pan” – Denis Diderot„Coś mocniejszego” – Rafał A. Ziemkiewicz„Lolita” – Vladimir NabokovChłopiec z Nowolipek, czyli „Nowolipie” Józefa HenaRyby śpiewają w Ukajali, czyli Amazonka w sycącej pigułceRio de Oro, czyli w dorzeczu Złotej Rzeki„Cienie nad rzeką Hudson” – Isaac Bashevis Singer„Śmierć mówi w moim imieniu” – Joe Alex„Trzech panów w łódce (nie licząc psa)” – Jerome K. Jerome„Obsługiwałem angielskiego króla” – Bohumil Hrabal„Źródło prawdziwej siły” – Fabian Błaszkiewicz„Morderca bez twarzy” – Henning Mankell„Tragedia w trzech aktach” – Agata Christie„Zgon Oliwiera Becaille”, „Nantas”, „Radykał” – Emil Zola„Spóźnieni kochankowie” – William Wharton„Lektor” – Bernhard Schlink„Gimnastyka dla języka” – Małgorzata Strzałkowska„Skarb w Srebrnym Jeziorze” – Karol May„Modlitwa o deszcz” – Wojciech Jagielski„Śmierć na Nilu” – Agata Christie„Gaumardżos! Opowieści o Gruzji” – Marcin Meller i Anna Dziewit-Meller„Dżuma” – Albert Camus
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.