Siedziałam przymusowo w domu. Od porannych godzin padał deszcz. Nie, on nie padał. Napierdzielał pod rożnymi kątami w takiej ilości, jaka normalnie spada o tej porze roku w ciągu miesiąca. Do tego wiał bardzo silny wiatr. A to wszystko w ciągu paru godzin. Wystarczyło, aby z sufitu ciurkiem zaczęła się lać woda. Prosto na dywan, ku zdziwieniu trójki kotów. I mojemu rzecz jasna. Odruchowo porwałam garnek. Kap. Kap. Bębnienie dość regularne i ciężkie.
W obawie, że pogoda może się pogorszyć (tak, to możliwe) i że trzeba będzie wymieniać wiadro pełne wody, zostałam w domu w środku tygodnia. W pracy są wyrozumiali, gdyż wiedzą, że w okolicy takie sprawy to norma, a fachowiec owszem naprawi dach, ale gdy będzie sucho (to kiedyś będzie?). Doraźnie nie pozostaje więc nic innego, jak opróżniać to wiadro z wodą.
Czas spędzony w domu oczywiście wykorzystałam na dogadzanie sobie i poprawianie sobie humoru. Kosmetycznie i kulinarnie. Czyli wypiękniałam się (hmm, takie było założenie) w ciepłej kąpieli, a wcześniej przygotowałam smaczny i kolorowy obiad, który jak nic innego potrafi podnieść morale.
Nie życzę sobie więcej przeciekającego dachu, nawet nie życzę sobie więcej takiej pogody w połowie maja, bo ona jest do zaakceptowania, ale powiedzmy sobie szczerze i zdecydowanie – w listopadzie. Natomiast takich obiadów życzę sobie więcej. I Was również zachęcam do jego przygotowania.
4–5 sztuk
Cebulę i czosnek posiekać na drobno w malakserze. Mięso pokroić w kostkę (około 2 cm). Dodać do malaksera z kurkumą, chilli, kuminem, kolendrą, czarnuszką, olejem chilli, odrobiną soli i pieprzem oraz żółtkiem. Pulsacyjnie zmielić, aż masa będzie dość gładka.
Z masy uformować burgery – najlepiej mokrymi rękoma, bo masa się mocno klei. Ułożyć na desce do krojenia posmarowanej olejem i rozgrzać patelnię grillową. Burgery także z góry posmarować resztą oleju i smażyć na bardzo gorącej patelni grillowej przez około 4–5 minut z każdej strony. W przypadku zwykłej patelni olej rozgrzać na niej i usmażyć burgery, aż będą zarumienione z obu stron, też około 5 minut z każdej strony (to zależy, jakie grube zrobicie, trzeba naciskać szpatułką w burgera i zobaczyć, czy ze środka leje się dużo różowego płynu – to oznacza, że jeszcze są niedosmażone).
Serwować z ćwiartkami limonki – przed jedzeniem wycisnąć z nich sok na mięso.
2–3 porcje
Piekarnik nagrzać do 200°C (termoobieg). W dużym rondlu zagotować wodę z odrobiną soli. W moździerzu lekko utłuc ziarna kopru włoskiego i kuminu.
Bataty obrać i każdy pokroić na 6–8 dużych frytek. Wrzucić do gotującej się wody i gotować przez 3 minuty od momentu ponownego zagotowania się wody. Następnie odcedzić i dodać z powrotem do rondla wraz z olejem, odrobiną soli i wszystkimi przyprawami. Lekko potrząsać rondlem, aby frytki pokryły się olejem i przyprawami. Przełożyć na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia, polać resztą oleju, jeśli coś zostało w rondlu. Wstawić do piekarnika i piec przez około 15 minut lub do czasu, gdy frytki będą zarumienione tak, jak lubicie.
2 porcje
Cebulę drobno posiekać i przełożyć do miseczki. Zalać sokiem z cytryny i zostawić na około kwadrans.
Dymkę pokroić na plasterki, kolendrę posiekać, zachowując kilka listków do dekoracji. Dodać do miseczki. Awokado wydrążyć i miąższ pokroić w niewielką kostkę. Pomidory przekroić na pół i można wypestkować lub zostawić pestki, a następnie pokroić na niewielkie kawałki. Wszystkie składniki wymieszać w miseczce z cebulą. Dodać oliwę, sól i pieprz, szczyptę cukru i jeszcze raz wymieszać.