Powieści i opowiadania > Gdzieś w ostatecznej krainie

Gdzieś w ostatecznej krainie, część 22

Gdzieś w ostatecznej krainieMarcin Cumft kazał Wojtkowi poprosić wszystkich gości do salonu. Kiedy wszyscy przyszli, Marcin, robiąc bardzo zaaferowaną minę, wyrzekł te oto słowa:

– Poprosiłem was wszystkich w celu zakomunikowania wam arcy niemiłej nowiny.

A wszyscy chórem ze śmiechem na ustach wyrzekli głośno:

– Jedzie do nas rewizor.

Tak moi drodzy, pan Chlestakow, jadąc z Petersburga, zawadzi o nas. Będzie wesoło.

*

I jeszcze jeden gość przybył do dworku Marcina. W kapeluszu z piórkiem i w czarnej pelerynie wszedł do salonu Piotr Skrzynecki. Zaraz kazał prowadzić się do piwnicy, gdyż, jak powiedział, chce tam zorganizować koncert. Idąc za Wojtkiem, nucił hymn Piwnicy:

Ta nasza młodość z kości i krwi, ta nasza młodość co z czasu drwi…

*

– Marcinie list z Będzina przyszedł. Autor do nas pisze, autor książki o nas.

– Co on tam pisze tym razem? Czytaj Jaśku.

Drogi Marcinie! Cieszę się, że role gospodarza spełniasz znakomicie. Z każdym umiesz porozmawiać, każdego zająć, gościsz ich jak należy, karmisz, poisz niczym magnat jakiś. Przyjdzie czas, że i ja przyjadę na to spotkanie do was. Na miejscu posłucham jak gra Bach kantaty swoje, spróbuję twojej sławnej szynki, kołdunów i bigosu i wódki się napiję, a potem będę po lasach spacerował, zdjęcia robił różnym dziwom leśnym, strumykom, pniom zmurszałym. A potem w salonie twoim wielkim wystawę zdjęć zrobię. Na jednym zachód słońca ukarzę ranną mgłę w lesie, który parę kilometrów od dworku twojego się zaczyna i kilometrami się ciągnie. A teraz Marcinie powiem ci, że inne zdjęcia oglądałem, zdjęcia ludzi, których spalono tam, gdzie ojciec Kolbe powiedział ZŁU – NIE. Oglądałem zdjęcia Marcinie na komputerze, a na zdjęciach ruiny zamku i na tle tych ruin Żydzi będzińscy. I jedno spojrzenie na komputer, a drugie w okno. A z okna mojego widać zamek. Odbudowany on, na niebiesko w nocy oświetlony, piękny widok daje, z każdej strony piękny. Patrząc w obiektyw jakże ci mogli przewidzieć, że ja Marcinie 70 lat później oglądać ich w komputerze będę i pisać o nich w liście do ciebie – gospodarzu miły. To jest mistyka. Opowiedz to swoim gościom. Najbardziej to bym chciał usłyszeć co Juliusz na to. Pozdrawiam autor książki

*

Piotr Skrzynecki oglądał piwnice Marcinowego dworku. Wybrał jedno pomieszczenie o gotyckich sklepieniach.

– Tu – mówi – odbędzie się koncert. Zaproś tu Wiesia Dymnego. On napisze na pewno dobry tekst. Ja będę konferansjerem, a scenografię zrobi Matejko. Podobno jest tutaj. A teraz Marcinie napijmy się. Słyszałem, że twoje wina są znakomite.

– Pij Piotrze, pij.

*

– Szanowni Państwo. Miłe Panie, mili Panowie – zaczął Piotr Skrzynecki – zapraszam na koncert, na monologi nasze. Do piwnicy zapraszam. Ja w Piwnicy całe życie spędziłem. I codziennie po koncercie szedłem do Mariackiego kościoła popatrzeć na dzieło mistrza (Witam mistrza Stwosza). Niech mistrz siada i opowie nam, jak to z kloców apostołów wyczarował, niczym sztukmistrz jakiś.

– Czy nie zauważyłeś panie Skrzynecki – brat Albert głos zabrał – że Jezus też rzeźbił apostołów. Też z rybaków, galilejskich celników wyciosał ludzi, którzy zapoczątkowali budowę gmachu, który do końca świata budowany będzie.

*

Długo potrwa program, który przygotował Piotr.

Tymczasem na dziedzińcu zauważono dziwnie ubraną postać. Proste chłopskie ubranie jakby sprzed wieków, sprzed tysiąca lat.

– Kim jesteś wędrowcze? Marcin doszedł do gościa, który z zainteresowaniem oglądał dworek.

– Tu była kiedyś puszcza. Las wielki, bór ogromny. Ja tutaj żyłem, kiedy Litwa pogańska była. Dotarł do nas mnich, który opowiadał o Bogu jedynym. Nie uwierzyliśmy. Zarąbaliśmy go siekierami i zakopaliśmy daleko w puszczy. Ale ta jego opowieść dręczyła nas. Opowieść o Bogu, o krzyżu, a najbardziej o tym, jak Jezus kroczył po jeziorze. Ta opowieść o chodzącym po jeziorze Jezusie spokoju mi nie dawała, i wiesz, uwierzyłem. Stało się to...

Marcin przerwał gościowi, w pół słowa.

– Wejdź do nas – powiedział – ugoszczę cię. Opowiesz o wszystkim potem. A teraz zjesz coś. Chodź... jak ci na imię?

– Dobrosz jestem. Dobrosz, rybak.

*

Kilka kilometrów od Marcinowego dworku, na skraju puszczy stał klasztor. Marcin odwiedzał w nim często brata Gabriela. Brat Gabriel przepisywał stare księgi i pisał historię klasztoru, który zbudowany był w XIII wieku. Brata Gabriela zaprosił Marcin, aby swoje wiersze – bo pisał on wiersze – przeczytał. Brat Gabriel przyszedł niezauważony. Usiadł milczący w salonie i słuchał jak gra Chopin. Brat Gabriel był piewcą milczenia i taki wiersz napisał:

Tu milczenia strugi zmywają marność ze słuchu i z serca, w każdym kroku od zgorszenia wolnym, w każdym ruchu nieśpiesznym zabłyśnie skarb nad skarb nad skarbami, gromadzony wedle rodzaju, kruszec bez domieszek, bezcenny: najczystsze złoto milczenia. Milczenie śpiewa jak ptaszek, co za oknem rozsypał trele, dźwięczy jak modlitwa bezdźwięczna, co z oddechem jedno stanowi; tu przebywa w mocy i chwale, tu u siebie jest, w swoim domu, wolnym nurtem leje się, wzbiera, każde mgnienie wypełnia po brzegi. Ale milknie również milczenie, niewymowna jest niewymowność, kiedy zacznie się nabożeństwo i łagodne zabrzmią zaśpiewy…

– Moi drodzy – rzekł Marcin – ci, co o nas czytają, muszą wgłębiać się w życie nasze. Muszą się wyciszyć. Żyją oni w innym czasie dla nas nie do wyobrażenia. Ale to, o czym im mówimy, jest ponadczasowe. Ich atakuje zewsząd zgiełk tego ich XXI wieku. My wiemy, że Prawda nie przemija, że trzeba wrócić do Ciszy.

*

A swoją drogą Adamie – Adam zapalił właśnie lulkę – ty byłbyś w XXI wieku internautą. Choćby dlatego, że tą,po której tęsknił, mógłbyś widzieć na swoim emigracyjnym monitorze w całej ozdobie.

– Ja mam komputer, ten jeden z największych wynalazków naszych następców. Będę się łączył z całym światem i będę wysyłał wiadomości o naszym spotkaniu w najdalsze zakątki, aby wysłuchać innych, porozmawiać. Ale Jaśka na pocztę posyłać będę. Listu pisanego odręcznie nic nie zastąpi. Nic.

*

Dobrosz był świadkiem jak fala, którą zapoczątkował Jezus, dopłynęła na Litwę.

Owego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. Wnet zebrały się koło Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi.

Tysiąc lat szła ta fala, do miejsca gdzie mieszkał i żył Dobrosz. Po drodze było mnóstwo ofiar, ale to ziarnko, które obumarło, wydawało plon. Przyniosłem wam ryby, przyrządź je Marcinie i podaj gościom.

*

To Juliusz pisał o życiu jak o dywanie. My widzimy tę stronę, gdzie nitki różnokolorowe są w jakby chaosie, nieładzie, sensu trudno się domyślić. A z drugiej strony jest ład, porządek i sens. We współczesnym wierszu tak to przedstawiono:

i na ciebie przyjdzie czas kiedy zamkną się powieki jak pokrywa orzecha i zacznie się… wtedy ujrzysz i usłyszysz nowości co nie mieszczą się w ludzkiej wyobraźni co nie ujrzało ani oko ani ucho nie słyszało ani nie jest w stanie rozum pojąć co Zgotował dla wybranych żałując że na próżno tyle lat wegetowałeś zabawiając się w doczesność TEN Wyrozumiały dla nowo narodzonej gwiazdy a zarazem Onieśmielający i Łaskawy a przy NIM – ONA w muślinowej szacie słońca opleciona promieniami księżyca z koroną 12 gwiazd i ON nieba Królewicz taki bezpośredni – bo był także człowiekiem a obok uskrzydleni z ognistymi mieczami i ten niepowtarzalny widok i muzyka…

*

Nie wiem, jak to się stało? Nie wiem, czy takie było przeznaczenie, moje przeznaczenie, nie wiem. Wiem jedno, do końca nie mogłem sobie tego wybaczyć. Ja jestem Nahum. Żyłem w Jerozolimie. Żyłem w tym samym czasie co Jeszua, a nic o Nim nie wiedziałem. Nie interesowałem się Nim. Kiedy pochód, w którym szedł Człowiek z Krzyżem, szedł na Golgotę, ja ubijałem interes. Utargowałem wtedy niską cenę, ale już nie pamiętam za co. Poszedłem na Golgotę na następny dzień i przeczytałem napis na krzyżu:

IESZU HANOCRI MALECH HAJEHUDIM

To ma być król? – pomyślałem. A potem słyszałem o Piotrze, o Pawle, ale nie było to dla mnie ważne. Aż razu pewnego spotkałem kupca z Grecji, który opowiadał o nowej wierze, która rozprzestrzenia się w zadziwiający sposób. I ci tam w Grecji, w Rzymie opowiadają o tej drodze Jeszui i więcej o niej wiedzą niż ja. Umknęło mi coś ważnego. Może najważniejszego. Nie umiałem dobrze wybrać. Straciłem Go.

– Marcinie, jestem tutaj by porozmawiać z panem Brandstaetterem i by powiedzieć wszystkim, by wybierali dobrze. By umieli dostrzec to, co ważne.

*

Krzysztof Kieślowski słuchał w skupieniu opowieści Nahuma z Jerozolimy. W życiu każdego człowieka, w każdym wydarzeniu dziejącym się w czasie jest głębia i przesłanie – pomyślał. Zaczął rozmowę z Nahumem. I Nahum opowiedział tę historię raz jeszcze i zwrócił uwagę na to, że kiedy ulicą szedł Jezus z krzyżem, to on wzroku nie mógł oderwać od trzech złotych monet leżących na ladzie. W tym momencie tak intensywnie błyszczały i przyciągały jego wzrok, że nie mógł prawie zrobić ruchu, stał zahipnotyzowany. I słuchając go, Kieślowski pomyślał o hipnotyzującym ekranie komputera w swoim I odcinku Dekalogu.

*

Pisze ks. Twardowski:

Tylko święty Jan umarł w domu na posłaniu z poduszką pod głową owinięty w śpiwór jeden nie zląkł się krzyża jeden stał pod krzyżem pozostali ze strachu w Wielki Piątek zbiegli Kto ucieka od krzyża – krzyż cięższy dostanie

Tyle widzieli, tyle przeżyli, tyle mocy doświadczyli i uciekli. To zastanawia. Co mógł jeszcze Jezus uczynić, by uwierzyli. Uzdrawiał – widzieli. Chodził po wodzie – widzieli. Przemienił się – widzieli. Nic to. Uciekli. Został Jan. Wiara to wierność.

*

W nocy nie ulękniesz się strachu a za dnia – lecącej strzały

.

Brat Albert czytał 91 Psalm. I powtórzył go Dobroszowi, mówiąc go starym językiem: Na rękach nosić cię będą, byś snać nie obraził o kamień nogi twojej.

Tak to było bracie Albercie. Uwierzyłem. I od momentu tego czułem Anioła koło siebie. Strzały obok mnie przelatywały. Powierzyłem Jemu swoją drogę i nie martwiłem się niczym. A na końcu drogi On na mnie czekał. I koniec tej drogi był początkiem. Zapisz to, co mówię autorze. Niech przeczytają te słowa i uwierzą. Ja jestem prostym rybakiem, żyłem na skraju litewskiej puszczy. Dostałem kilkadziesiąt lat życia. Pięknego życia. Smagał mnie deszcz i wiatr. Dotykałem kory drzewa i ciała dziewczyny. Łowiłem ryby i walczyłem. I to było moje tutaj życie. I każdy ma inne życie w innym czasie. Teraz wiem, dlaczego żyłem wedle waszej rachuby w XII wieku. Wtedy byłem potrzebny Panu i TYLKO wtedy. I pamiętajcie: Żyją tylko ci, których Bóg chce mieć jeszcze tutaj.

*

Jan Sebastian przestał grać. Marcin zaprosił go na posiłek. Obfity posiłek, gdyż Jan Sebastian lubił sobie podjeść. Jedząc ociekającą smakowitym tłuszczykiem szynkę, w pewnym momencie zdziwiony i lekko przestraszony spojrzał na Marcina. Usłyszał bowiem swoją Pasję wg Św. Mateusza graną przez siebie samego.

– Jak to, przecież ja jem, nie gram, co się dzieje?

– Skończ Janie spokojnie jeść. Spróbuj jeszcze bigosu, napij się wina. Odpocznij. Czeka cię miła niespodzianka.

*

To ks. Jan Twardowski pierwszy to zrozumiał i pierwszy to słowami wyraził: Abyśmy po śmierci w każdą wolną sobotę chodzili po lesie, bo niebo nie jest niebem, jeśli wyjścia nie ma. Dlatego potem można będzie wszystko. A w puszczy litewskiej strumyki i jeziorka będzie można fotografować. Katedry wznosić i szynkę wędzić.

*

Janie Sebastianie – Marcin usiadł, zapalił fajkę i zaczął rozmowę – Jasiek na urządzeniu magnetofonem zwanym, nagrał twój koncert, który dałeś w naszym kościółku. I teraz go odtwarza. Każdy może ciebie Janie słuchać. Może iść ulicą, jechać karetą (chciałem powiedzieć pociągiem, ale niech będzie kareta, lepiej brzmi, zwłaszcza dla Jana Sebastiana) i słuchać twojej Pasji. Wyobrażasz sobie?

– Nie.

*

Błogosławieni pragnący dobra innych albowiem dobro będzie im dane.

To jest dobre. Zobacz Janie Sebastianie, tutaj jest tysiące płyt. Te czarne krążki zawierają twoją muzykę. Te małe srebrne też. A w tych pudełkach żyją ludzie. To są filmy. O zobacz film o Amadeuszu Mozarcie. Widzisz, wkładam pudełeczko tutaj, naciskam guzik i popatrz… tu przepuścimy. Pogrzeb Mozarta. Nikt nie idzie za karawanem, bo deszcz pada. Wielki deszcz. To płacz nieba, bo odszedł geniusz. Amadeusz dany od Boga. Wrzucają ciało do wspólnego grobu. Koniec. A muzyka została. Albo to pudełeczko. Chaplin zjada buta. Młody, zdolny. Zatrzymany czas. Jan Sebastian zamyślony odszedł. Poszedł grać swoje kantaty.

Nieśmiertelny.

*

Bo tysiąc lat w Twoich oczach jest jak wczorajszy dzień, który minął.

*

Albo tu – spójrz – mam album z fotografiami. Zdjęcia różnych ludzi. Na chwilę zatrzymany czas. Oni tutaj przyjdą. Opowiedzą swoją historię.

*

Nie przypuszczał Bach, tworząc swoje dzieła, że za lat 200 i później będzie słuchany. Jasiek uwielbiał Pasję wg. Św. Mateusza. Jadąc na pocztę miał walkmana na uszach i słuchał. I kiedy chór śpiewał „Ukrzyżuj go, ukrzyżuj” to spojrzał Jasiek na krzyż, który stał w Radziwiliszkach od wieków. Pierwszy krzyż wyciosał Dobrosz. Potem w tym miejscu kolejne pokolenia go odnawiały. Zatrzymał się Jasiek przy krzyżu. Pomyślał, że trzeba by odnowić koronę cierniową. Zardzewiała. Zawsze wtedy Jasiek przypominał sobie wiersz ks.Twardowskiego i zamiast modlitwy właśnie ten wiersz mówił.

Teraz wiem że musisz być przeraźliwie doskonały wieczny i nieśmiertelny nierozpoczęty i nieskończony zbawiający i umiejący słuchać skoro nie lękałeś się umierać z miłości skoro nie bałeś się być słabym oddychać ciężko po każdym złudzeniu być zbitym na kwaśne jabłko

*

...niebo, morze i góry zostały te same.

Matejko skończył czytać wiersz ks. Twardowskiego. Nie dosłyszeliśmy początku, który tak brzmiał:

Wszystko się pozmieniało, nie ma małych dworów pachnących owocami.

Szukał mistrz Jan sposobu, by namalować swój obraz. Nie mógł znaleźć. I wtedy zrozumiał. Zrozumiał, że każdy twórca ma swój czas. I w tym czasie ma zawrzeć czas przeszły, teraźniejszy i przyszły. Spojrzał na swój obraz, gdzie Wit Stwosz ociemniały prowadzony jest przez wnuczkę… i zrozumiał. Ten obraz jak każdy zawiera w sobie wszystko. Zacznij go tylko czytelniku kontemplować. Najpierw ślepota Stwosza.

Co to znaczy?

*

Przyjechał Chlestakow. Ugoszczono go, jak przystało na gościa. Zaczął Chlestakow opowiadać o swych koneksjach w Petersburgu.

– Panowie – rzekł Chlestakow – jeżeli kto będzie w Petersburgu, bardzo proszę do mnie. Ja i bale wydaję! Na stole na przykład arbuz za 700 rubli! Zupa przyjechała w rondlu okrętem wprost z Paryża… Kiedyś zarządzałem nawet departamentem… I w samej rzeczy, kiedy przechodzę przez departament – po prostu trzęsienie ziemi! Wszystko drży i dygoce jak liść.

– Tak, tak panie Chlestakow – Marcin pokiwał z politowaniem głową – co pan powie, dygoce jak liść?

– No, no!

*

Brat Albert przyniósł z piekarni Marcina kilka wielkich bochenków chleba. Zaniosę je do krakowskich ogrzewalni. Podzielę ten chleb pachnący, niech nasyci głodnych.

– Panie Kieślowski powiem coś panu: Przez długi czas byłem katolikiem, ale wyłącznie na bazie pojęć. Studiowałem filozofię, teologię, miałem dużo mądrych książek. W sensie intelektualnym wszystko mi się składało i broniło. Ale kiedy przyszło cierpienie, prawdziwe załamanie, nagle zacząłem tonąć. Te pojęcia nie wystarczały mi. Bo czego nie miałem? Dotknięcia Boga. Zetknięcia się z czymś realnym, że On jest silny, że On jest mocny. Pan go szukał kamerą. Myślę, że pan go znalazł. W pana filmach ja czuję tajemnicę. A tajemnica to On. Ten chleb to tajemnica. Ziarno, ziemia, woda słońce, a potem praca rąk, drewno, ogień stworzyły te bochny chleba. To takie proste, jednocześnie tak genialne. Dobrze. Teraz was pożegnam. Biorę ten chleb i idę. A wy tu zostańcie. Słuchajcie muzyki, czytajcie piękne strofy, jedzcie Marcinowe przysmaki, a jedząc chleb, pomyślcie o mnie i tych z moich ogrzewalni, i bądźcie dobrzy jak chleb.

Grzegorz Pieńkowski

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.