Powieści i opowiadania > Gdzieś w ostatecznej krainie

Gdzieś w ostatecznej krainie, część 24

Gdzieś w ostatecznej krainie– Jestem Beniowski. Na zaproszenie przybyłem tutaj, zaproszenie Marcina. Imion trzech jestem: Maurycy, Kaźmierz, Zbigniew. Juliusz Słowacki cały poemat mi poświęcił. Już na początku, pamiętacie, pisał o mnie:

Bo w życiu swoim namartwił się bardzo, A umarł, choć był z tych, co śmiercią gardzą.

No więc tak: opowiem wam swoje dzieje, ale najpierw Marcinie wina daj, kałdunów dużo, szynki twojej słynnej przynieś mi i chleba, o którym brat Albert mówił, że wyśmienity.

A Juliusz o panu Maurycym Zbigniewie Kaźmierzu tak pisał:

Spraszał do domu szlachtę okoliczną, Fortunka jego ciągle ciekła dzbanem, Miał nadto proces i sprawę graniczną.

Kogoś ty Marcinie tutaj zaprosił?

– Chwilę – rzekł Marcin – nie sądźcie za szybko.

*

– Nie mogę w żaden sposób zrozumieć istoty przemijania. Istoty przemijania, wspominania. Czy należy ciągle iść do przodu, zrywać z przeszłością, czy zagłębiać się w dawne dzieje?

Marcin, pytanie to zadawał swoim gościom, a oni odpowiadali różnie. Większość była za wracaniem do dawnych miejsc, mimo że one już inne. One uczą, jak my się zmieniamy. Ale czy to jest istota przemijania?

Chyba nie.

*

– Marcinie, czuję się jak we wnętrzu jakiejś książki. To trzeba zmienić. – Juliusz tymi słowami zwrócił się do Marcina, który właśnie wręczał Jaśkowi kolejne zaproszenia.

– Nic tu panie Juliuszu nie można zmienić. Jak autor napisze, tak zostaje. Potem wtłacza nas do dyskietki, tam z nas robi magnetyczny zapis, a potem drukuje. Rozdaje potem książkę, a często komputerowy wydruk różnym osobom. Czytają, komentują, jednym się podoba, drugim nie. I tym sposobem trwamy, i ty też trwasz Juliuszu. Więc nie mów, że jesteś we wnętrzu jakiejś książki. Bo to nie jest jakaś książka tylko „Chata, którą wieki roztrącą”. A ta chata to mój dworek Juliuszu, kiedyś go zburzą, czołgami rozjadą, ale przyjdzie czas, że wskrzesi go autor „Chaty” i pożyjemy znów. A teraz napij się wina, rocznik 1809. Dobry rocznik, wszakże wtedy się narodziłeś Juliuszu. Wtedy twoje imię było jak pusty dźwięk. A teraz?

*

Słysząc te słowa Marcina, Tetmajer zaczął (a w głowie jego nie jeden kielich Marcinowego wina swoje robił) głośno swój wiersz deklamować:

I oto pyłem w ten bezmiar patrzymy w górę rzuceni…

Bezmiar rzeczywiście nieogarniony, świadczący o potędze Stwórcy. Przekracza to nasze możliwości. Nawet mówienie o tym. Więc mówić nie będziemy, powiemy coś innego.

*

Marcin poczęstował wszystkich swoich gości chlebem, kałdunami, winem i wódką.

– Zapytaj ich… – Jasiek te słowa skierował do Marcina, gdyż chciał mu ten wiersz Jarosława Marka Rymkiewicza przeczytać:

Zapytaj o to zmarłych pokąd twój chleb jedzą Zapytaj o to zmarłych oni ci powiedzą Zapytaj o to zmarłych pokąd jeszcze żyją Pokąd w twojej łazience jeszcze oczy myją Pokąd jeszcze gazetę z rąk ci wyrywają Zapytaj o to zmarłych pokąd cię poznają Pokąd z twojej lodówki wódkę ci wyjmują Zapytaj o to zmarłych pokąd cię pojmują Pokąd przy twoim stole jeszcze z tobą siedzą Zapytaj o to zmarłych pokąd jeszcze wiedzą Pokąd jeszcze za ciebie twoje wiersze piszą Zapytaj o to zmarłych pokąd jeszcze słyszą Zapytaj o to zmarłych kiedy przyjdą nocą Zapytaj o to zmarłych ale nie wiesz o co

Ale przecież oni żyjący. To o co ich się pytać?

*

– Co tam panie w polityce? – to Andrzej Kijowski scenarzysta Wesela Wajdy zapytał o to Marcina.

A Marcin gazetę czytał i podał ją panu Andrzejowi.

– No tak. Trzymają się mocno – tak pan Kijowski skomentował artykuł ze strony pierwszej.

*

Wypluj strzępy brudnego papieru co oblepiły ci język milcz milcz wytrwale.

Ks. Pasierb przytoczył swoje słowa zapisane kiedyś.

*

Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot niebieskich…

I jeszcze to koniecznie trzeba przytoczyć:

Jeśli ktokolwiek gdy będę w grobie Zapragnie o nas zasięgnąć wieści Niech przejrzy kartę, com sam o sobie Napisał…

I napisze o nas tu wszystkich zgromadzonych w moim dworku (a jest to dworek z wyobraźni, a przez to bardziej realny niż ten z cegieł) niejeden autor, ale przecież nie wszystko. Marcin Cumft już stracił rachubę, ilu to tutaj gości przybyło. A najgorsze, że czytelnik tej książki (o Ty właśnie, który to czytasz) ten już się gubi. Ale nie martw się, czytaj dalej, jeszcze niejedno cię zaskoczy.

*

„Nigdy nie słyszeliście ani Jego głosu, ani nie widzieliście Jego oblicza”. To powiedział Jezus. Te słowa są zapisane w Ewangelii św. Jana. A Juliusz widział twarz Boga. Tak napisał przynajmniej. No więc trzeba krok po kroku, zdanie po zdaniu, strofa po strofie, które napisał Juliusz, zgłębiać. Zgłębiać niczym jakąś nowinę ciekawą. Bo przecież nie powiemy Dobrą Nowinę.

*

To Paweł, który zanim wybrał się do Damaszku, był Szawłem napisał w słynnym hymnie o

miłości takie słowa „teraz widzimy jakby w zwierciadle niejasno; wtedy zaś zobaczymy

twarzą w twarz”.

„ I ujrzałem twarz Jahwe”– to napisał Juliusz Słowacki. To on już nie był „teraz” on był już „wtedy”. Juliusz przeszedł barierę czasu i żył. Bóg rzekł Mojżeszowi, że kto Go ujrzy żywym, nie może zostać. A Juliusz żył i pisał.

*

A gdy rękę podniesie świat zniknie I nie będzie ani mnie ani ciebie Tylko ciemność i sam Pan Bóg na niebie.

To z „Księdza Marka”. Gdzieś tak pod koniec życia refleksje przychodzą. Co dalej? I po Księgę Ksiąg sięgamy, aby dowiedzieć się, co dalej. Juliusz był zawsze pod koniec życia. Śmiertelna choroba, gruźlica w każdej chwili mogła przerwać pisanie „Beniowskiego”, „Króla-Ducha” czy kolejnego Listu do matki. W każdym więc wersie musiała być prawda ostateczna.

No i była.

*

Czy mogą być jeszcze jakieś wątpliwości, że zabory to rzecz dobra? Konieczna nawet. Kim bylibyśmy dzisiaj bez literatury romantycznej. Kim bylibyśmy dzisiaj bez pomników, na których daty powstań, na których krew nasza. Nie da się iść do przodu bez ofiar. No więc jeśli oni chcieli byś Polakami, musieli złożyć daninę.

*

Juliusz Słowacki pisał w liście do matki: „Byłem na przyjęciu. Zebrali się goście. Mickiewicz czytał wiersze, Chopin grał. Strasznie się wynudziłem”.

*

W liście z maja 1845 r. opisuje Juliusz, jak w domu położonego o pięć kroków od jego mieszkania zmarła 14-letnia dziewczyna. Pisze Juliusz, że jeszcze tydzień temu zdrowa była, kwitnąca jak róża, a dziś nie ma jej. I słowami tymi unieśmiertelnia ją na kartach listów do matki.

Ta wzmianka o tej 14-letniej dziewczynie to na pewno jedyna wzmianka o kimś, kto wtedy tam żył i przypadkiem zupełnie zetknął się z Juliuszem. To, że ja to piszę, a ty to czytasz, pozwoli zburzyć barierę czasu i zapomnienia. Bo przecież żadnego śladu po tej dziewczynie nie ma.

Została wzmianka w Liście do matki. I to jest fascynujące.

*

Klimat czasów, w których przyszło nam żyć, narzuca nam – czy tego chcemy, czy nie – określony sposób myślenia i kojarzenia.

*

– Musisz pisać inaczej – powiedział Jasiek. – Napisałeś, że nie wiesz o co chodzi Mickiewiczowi w „Panu Tadeuszu”. A ja nie wiem, o co tobie chodzi? Piszesz jakieś dziwne zdania o aniołach, zimnym mięsie, o Eglantynie, o dziewczynce co zmarła dawno temu w Paryżu. I co? Do czego zmierzasz?

– Otóż, zmierzam do tego, by zrozumieć, dlaczego Juliusz chciał przerabiać nas w anioły, czy mu się to udało i czy warto jeszcze sięgać do niego po latach tylu, kiedy go już nie ma, kiedy na Wawelu leży, gdzie go osobiście Józef Piłsudski zaniósł. Bo wiesz, Jaśku, droga jest ważna. Sama droga. Bo droga to jak życie. I zatrzymam się to tu, to tam, popatrzę, pomyślę i dalej. A ciebie Jaśku poślę w te miejsca, byś lepiej się przyjrzał wielu rzeczom i sprawom, bo oczy masz lepsze, spojrzenie bystre, bagażem lat nie splamione, więc patrz i mów co widzisz.

– Przede wszystkim musisz – to „musisz” mocno zaakceptował – zmienić tę manierę pisania. Jeżeli nie zmienisz, to ja nie chcę mieć z tym co piszesz nic wspólnego. Bo tak to jest. Zaczniesz coś – mówił z coraz większym natężeniem głosu – i kończysz. Nie wiem, śpieszy ci się czy co. Akcja się rozwija, a ty zostawiasz wszystko, gnasz gdzieś indziej. Co to książka jest, czy zbiór jakichś scenek?

– Jaśku! – powiedziałem. – Dwie czy cztery kartki istniejesz, a już się wymądrzasz. Teraz tak się pisze, opisy przyrody nie przejdą. Teraz trzeba szybko, jak z karabinu maszynowego, strzelać zdaniami, a każde musi być takie, jakby już ostatnim być miało. Takie czasy.

– E, tam – takie czasy – rzekł Jasiek. – Nic nie zwalnia cię, byś pisał dobrze. No to zaczniemy pisać wreszcie. Dobrze. No to gdzie mnie poślesz teraz?

*

W liście z 3 stycznia 1834 roku pisze Juliusz tak: ,,Otóż znów dożyliśmy, czyli raczej przeżyliśmy rok cały. Nie wiem dlaczego, ale lata galopem przede mną uciekają”. A wydawało by się, że to tylko nas dotyczy. Nas ludzi XX wieku, wieku pełnego pośpiechu. A jednak nie. W takiej Szwajcarii, w Genewie, gdzie cisza spokój i wszystko funkcjonuje jak w szwajcarskim zegarku, też czas szybko ucieka. 1834 rok. Juliusz pisze, że gra w wista.

„…Wist, czytanie i dumanie zapełniają wszystkie godziny mego życia”.

*

,,... i gdybym miał dar proroctw” – św. Paweł.

,,dla słowiańskiego oto Papieża otworzył tron.”

Juliusz Słowacki wyprorokował Papieża z dalekiego kraju. Dar proroctwa miał. Wiarę taką, iżby góry... też miał.

„Miłość nie łaknie czci” – św. Paweł.

A Juliusz pisał w liście do Matki takie słowa: ,,Modliłem się gorąco, żeby mi Bóg dał nieśmiertelną sławę po śmierci”. I Bóg modlitwę Juliusza Słowackiego syna Salomei, wysłuchał. I spełnił.

*

Ale właściwie dlaczego zajmować się Juliuszem Słowackim. Każdy ma swoje życie do przeżycia, to i Juliusz swoje miał. Talent poetycki otrzymał i życie w XIX wieku i chorobę nieuleczalną. A on jeszcze nieśmiertelnej sławy żądał. Jestem taki wyjątkowy, i co? Mam zostać zapomniany jak wy wszyscy. Przecież to niesprawiedliwe. Zajmując się Juliuszem, zajmujemy się w gruncie rzeczy sobą i naszymi czasami. Bo tak naprawdę tylko to nas obchodzi. Tylko to nas w gruncie rzeczy interesuje.

*

I zjawił się Jasiek i rzekł: zapomniałeś o mnie autorze tej książki. Nie Jaśku, nie zapomnieliśmy o tobie. Tylko nie wiedziałem, gdzie jesteś? Czy na drodze do Damaszku i przyglądasz się, jak jasność powaliła Szawła, czy w pensjonacie pani Pattey czekasz, aż Juliusz zejdzie o 10 rano do salonu, aby zimnych mięs skosztować. Nie wiem, naprawdę nie wiem, gdzie jesteś. Ty możesz wszystko. Ani czas, ani przestrzeń cię nie ograniczają. Jestem już. Upaja mnie, że mogę wszystko. Mogę być tam, gdzie inni nie mogą. A przygoda to fascynująca być wszędzie. Ale wiesz, ty, co mnie stworzyłeś, mimo wszystko jestem ograniczony. Tam mogę być, gdzie ty mnie poślesz. I kiedy ja zaprzyjaźniam się z tymi ludźmi, na przykład z salonu pani Pattey, to ty jesteś już gdzie indziej. Już w wierszach Juliusza siedzisz albo w dyliżansie obok Goethego.

*

Przeczytaj sobie ten wiersz:

,Świat jest młynem... o jak strasznym młynem w nieustannym ruchu. Olbrzymie MŁYŃSKIE KOŁA kierunków społecznych, politycznych ugrupowań, partii ideologicznych, walki koncernów, konwenansów, miłości i nienawiści ludzkich namiętności... Jesteś dla nich ziarnem, mniej lub więcej wybornym, plewy też się liczą... Czy z tego młyna wyjdziesz kaszką manną, grubym pęcakiem, mąką białą, otrębami lub na proch starty – od ciebie zależy.

*

Chleba przybywało, w miarę jak się nim dzielono. Czy jednak ktokolwiek zauważył, że i Jezus był głodny? Tylko rozdawał. Nie zatrzymywał niczego dla siebie. Kiedy zbierano dwanaście koszy okruchów, może nikt nie pomyślał o Nim.

*

Człowiek jest jak to wody przeźroczyste lustro w którym wszystko się odbija– ...z tym że człowiek jednak przed „odbijaniem” wszystkiego sam nieco obronić się może.

Jednakże chce, czy nie chce, odbija swoje czasy, w których żyje. Pisze, odczuwa tak jak jemu współcześni. Ale słowo „odbija” jest wieloznaczne. Bo można odbić, ale można zatrzymać z tego odbicia coś dla siebie. Wybrać coś. To chcę, a tego nie chcę.

*

Ryszard Kapuściński napisał kiedyś tak:

Wiek XX zaczął się w 1914 r. i skończył się w 1989. Jest to najkrótszy wiek w nowożytnych dziejach. Wiek XIX zaczął się w czasach Rewolucji Francuskiej w 1789r. i skończył w 1914, a więc był najdłuższym w dziejach.

*

Ta pusta stodoła, ta szopa Żyda, Panie, pałacem się wyda, Jeśli ją który z twych wnuków Ujrzy wygnańca oczyma.

To mówi ksiądz Marek Jandołowicz, bohater dramatu „Ksiądz Marek” Juliusza Słowackiego. Juliusz napisał w liście do Matki, że przed Chrystusem czytałby tylko trzy swoje utwory: „Sen srebrny Salomei”, „Ksiądz Marek” i „Książe Niezłomny”. Tam uważa Juliusz, zawarta jest istota jego poezji, istota jego poglądu na świat, Polskę, rzeczywistość.

Ale wróćmy do małego miasteczka Bar, na Podolu. Tam w roku 1768 zawiązano konfederację przeciw Rosji. Słowacki właśnie tam dostrzegł ziarno odrodzenia Polski. Ksiądz Marek w akcie pierwszym tak mówi:

... tu leży Polska w żłobie Lecz Polska nie tego wieku Żywa – nie przez nasze czyny. Szanuj sen świętej dzieciny Która gdy oczy otworzy... ...Najpierw będzie płakała Taka ją ciemność zatrwoży Z naszych grobów uczyniona ... tu gdzieśmy żyli... Poczęło się dziecko małe Bogu i ziemi na chwałę Które będzie żyło wieki.

To pokolenie uważa Juliusz za stracone. Tutaj w Barze urodziła się nowa Polska. Tamta musi zginąć, odejść. I to porównanie do narodzenia Chrystusa. Jest wiara potężna u Juliusza, że ta nowa Polska będzie wieczna. Że nie raz zginie, ale zawsze zmartwychwstanie.

Co spowodowało, że Juliusz właśnie tam dostrzegł coś, czego nikt inny nie dostrzegł?

*

Współczesny poeta polski ks. Jan Twardowski pisze w wierszu „Zaczekaj” tak:

Kiedy się modlisz – musisz zaczekać wszystko ma swój czas wiedzą prorocy trzeba wciąż prosząc przestać się spodziewać nie wysłuchane w przyszłości dojrzewa to niespełnione dopiero się staje.

*

„Ta szopa Żyda”. Żyd u Juliusza to Rabin, ma córkę Judytę. Chyba Wyspiański Stanisław czytał ten dramat, ale u niego jest Rachela. U Stasia nie ma szopy, jest chata w Bronowicach. Ten Żyd i ta jego córka, skąd oni tutaj? Czy ich przodkowie uciekali przed faraonem z Egiptu? Tak, to ci sami. I osiedli tutaj ci, co z Mojżeszem szli przez pustynię i ci, co wołali „Ukrzyżuj”.

*

U Juliusza, rabin mówi tak:

Teraz my tu gospodarze Zamiećmy izbę po panach. Nu – jest zysk na tych dywanach. Kto zyska a kto też straci Na tej to konfederacji – A Moskal dywany kupi Nu, co jest szejne morejne, Zapłakana?– Szlachcic głupi Nagadał się i wychodzi... A mnie pan Marszałek dobrodziej Nie zapomniał! Pan kochany! Podarował mi dywany.

Co mówi Judyta o tym potem. Podobna ona do Racheli z „Wesela” Stasia W. Bardzo podobna. I jeszcze te słowa rabina. Nie sposób ich tu nie przytoczyć.

To dobrze ale te ławy I te makatne pościele Ja schowam na twoje wesele Aby ty na nich usiadła.

Te słowa wyrzekł rabin kiedy Judyta tak mu rzekła:

Ojcze, jeśli ty mnie kochasz, To porzuć te darowizny. Na co nam? My bez ojczyzny! Na co nam takie wystawy.

A u Lechonia:

Czarna Rachel w czerwonym idzie szalu drżąca i gałęzie choiny potrąca, idąca Nikogo nie chce budzić swej sukni szelestem i idzie wprzód jak senna z rąk tragicznym gestem... I wzrokiem, błędnym wzrokiem gasi mgieł welony I świt się robi nagle i wstaje zlękniony.

One żyją poezją, a ich ojcowie robią interesy. Wszelakie.

Grzegorz Pieńkowski

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.