Powieści i opowiadania > Gdzieś w ostatecznej krainie

Gdzieś w ostatecznej krainie, część 28

Gdzieś w ostatecznej krainieA jeżeli to jest nieprawda? Jeżeli Słowacki nie ujrzał twarzy Boga. Jeżeli był pod wpływem teorii Andrzeja Towiańskiego, który też o duchach ciągle mówił. To co wtedy?

Nic. Zostały dzieła, które trwają. Wiara Słowackiego nie jest tutaj ważna. To tylko tak na marginesie. Wracajmy do głównego nurtu tej książki, jeżeli w ogóle istnieje tutaj jakiś główny nurt. Taki przebłysk niewiary się pojawił, ale już dobrze. Zobacz Jaśku, co robi pan Maurycy Beniowski, ubogi szlachcic. Z Podola zresztą...

*

Otóż Beniowski niby główny bohater, ale jednak nie. Cóż, jak Tadeusz u Mickiewicza. Też to postać uboczna. Tam jest ważny bigos, Jankiel i „puszcz przepastne krainy”. A tu?

Ach! nieraz szczerze westchniecie z litości, Widząc, jaki w nim brak artystyczności.

– Juliuszu. Od ubogiego szlachcica wymagać artystyczności... Przesada. Nie uważasz Jaśku?

– Uważam.

*

Popatrz Jaśku, dalej Juliusz tak pisze:

Poezja go otacza – Czytelniku! Na jego miejscu, o! Ileż byś razy Uczuł, że dusza trwa na wykrzykniku... Klnie, że wokoło zimnych serc bez liku Same szkielety...

Co tu mówić, po prostu zjadacz chleba.

Juliusz wszędzie widzi czar poetycki, w każdym zdarzeniu, w każdym zjawisku. „Zimne serca wokoło”, tak to już jest. Ty, Juliuszu widzisz inaczej, to ci zjadacze chleba zjedzą cię, wyśmieją. Boś inny. A za to musisz zapłacić. I o tym wiesz. Ale przecież twoje będzie zwycięstwo.

Za grobem.

*

Trzeba albowiem aby się pokazał Świetnie i zyskał czytelników względy

Aby zyskać względy co trzeba? Trzeba pisać byle co, byle jak, byle sensacja była, krew kapała z kartki i oczywiście musi być happy end. Juliusz tego nie umie. Właściwie umie, ale nie chce tak pisać. On idzie pod prąd. Bo do źródła idzie się pod prąd. A ten happy end.

Koniec życia jest początkiem. Początkiem dla tych, co wierzą. Juliusz nie tyle wierzył, co wiedział. Tak, on wiedział.

*

Nie wiem w jakiem szedł strony, Lecz gdym się znalazł u celu, Dostrzegłem światłem olśniony Głębie tajemnic wielu. Wyrazić tego nie zdołam, Trwałem w zamarłym stanie Wyższym nad wszelkie poznanie

To pisze św. Jan od krzyża hiszpański mistyk. Był karmelitą. Juliusz Słowacki w dramacie „Ksiądz Marek” daje wielką moc karmelicie, Markowi. Karmel to góra, która wznosi do Boga, która odsłania nieznane, która jednoczy z Najwyższym.

I tam w Barze dokonuje się przemiana. Nie jest ważny militarny sukces, ważny jest sukces duchowy. Ksiądz Marek takie słowa wypowiada:

Bo mi anioł promienisty Rozkazał… abym z tych dzieci, Które mam – nie stracił żadnego

i dalej mówi Juliusz słowami karmelity Marka:

Widzę Boga! Któż mi oczy zakryje? Chwały niewypowiedziane Widzę! Głosy wielkie słyszę! Boga! Co mi ogniem pisze Nowy rozkaz nowe prawo! Oblewa mnie swoją sławą! Ogniami męczeństwa złoci!

Oto naród mój jak zwiędłe liście

Juliusz wie i wkłada to w usta Księdza Marka, że tamten naród musi odejść i dopiero na gruzach i dopiero na tych przegniłych liściach wyrośnie nowe.

*

... dosyć jest ludzi strzegących mizernych swoich pozycji i dumy własnej, i czci światowej... i fałszów... ale muszą być i tacy, co zapomną o sobie – a wtenczas będą silni i niepokonani

To pisze Juliusz w roku 1843 w Paryżu.

*

Przetoż się, Panie wiecznie upokorzę Pomnąc na ono płomieniste łoże . Gdy Pan nade mną stał w ognia oponach Gdym był jak ptaszek w Pana mego szponach

Ciągle Juliusz powraca do tej wizji ognistej, co zresztą jest zrozumiałe.

– Jaśku, ale dlaczego, jak myślisz, tak mało ludzi wiedziało o tym, co spotkało Juliusza w nocy z 20 na 21 kwietnia 1845 roku. Przecież to jest ważna data w historii naszej. Ogień, który powalił Szawła pod Damaszkiem, zmienił cywilizację. Szaweł rozniósł dobrą nowinę po całym ówczesnym świecie. A Juliusz?

Juliusz żył w XIX wieku. Wieku, pełnym sceptycyzmu, niewiary; wiary w potęgę ludzkiego rozumu. Juliusz mówi jedno. Trwajcie. Proszę was, nie zdradzajcie wiary przodków, szanujcie przeszłość.

Ale dlaczego tak mu na tym zależy?

Tu nie chodzi o ojczyznę geograficzną od morza do morza. Tu chodzi o zachowanie Prawdy, o uchronienie Prawdy jak ognia, który przenosi się ze świątyni do domu, chroniąc go przed wiatrem i deszczem.

*

Strofy natchnione w ekstazie kontemplacji Wszedłem hen – kędyś w nieznane Trwałem w zamarłym stanie Wyższym nad wszelkie poznanie. Nie wiem w jakiem szedł strony...

To Jaśku napisał św. Jan od Krzyża, jak wspomnieliśmy wcześniej wielki mistyk hiszpański. Żył w latach 1542–1591. Dlaczego to przytaczamy w naszej książce pisanej z Juliuszem i paru innymi osobami? Otóż zrozumiemy wtedy lepiej, co się stało w tamtą noc z 20 na 21 kwietnia 1845 roku. I dalej pisze hiszpański mistyk takie słowa:

Żem został pozbawiony Poczucia świadomości. A duch mój obdarzony Wiedzą w niewiedzy stanie Wyższym nad wszelkie poznanie Tej dziwnej wiedzy tchnienia Taką potęgę mają Że mędrców dowodzenia Nigdy jej nie zrównają Tak wzniosłe są poziomy Tej nadziemskiej mądrości, Że żaden zmysł stworzony Nie pojmie jej w całości. Nie dla zjadaczy chleba ta mądrość. O, nie.

*

Z oddali widać lepiej. Adam i Juliusz wyrwali się stamtąd. Wyrwali się z tych miejsc, które swojskie dla tych, co tam żyli, były. Nic nadzwyczajnego w nich nie widzieli. Las jak las, bór jak bór, pagórki pospolite, brzozy jak wszędzie. Gdzie tu mistyka, gdzie tu poezja?

A Adam to zobaczył i Juliusz też. Ale dopiero z Paryża tak ujrzeli. To trzeba do Paryża jechać, by Litwę, Ukrainę i Podole tak ujrzeć. Słonecznie, pełne tęcz kolorowych, pachnące chlebem.

Chcesz pokochać swój kraj lat dziecięcych, jedź do Paryża. Z Wieży Eiffla ujrzysz swoje podwórko, a tam dziadka co na ławeczce odpoczywa i babcię, która kury karmi. A spod krzaku agrestu wyjdzie pokłuty kolega, brudny i do komórki cię zaprowadzi, gdzie podkowa wisi, co to literę omega przypomina. I już wiesz wszystko.

Tylko wyjedź, jak oni pojechali. A jak powrócisz, to wszystko małe zobaczysz, inne i tylko w opowieściach co dzień bardziej kolorowych tamto trwać będzie dopókiś żyw.

*

Emigracja musiała się zdegenerować.

Odcięta od kraju, żyjąca wśród swarów potępieńczych, żyjąca wspomnieniami, gorzkniejąca, musiała stać się skansenem, który ciekawy, ale na krótko. Juliusz ma ciągły kontakt z krajem, z Matką, ale listy, chociażby najprawdziwsze, są tylko wyborem rzeczywistości, lecz nie są rzeczywistością. Są kreacją rzeczywistości.

Jednakże jest w emigracji, w diasporze coś wartościowego. Diaspora żydowska rozrzucona na całym świecie zachowała miłość do Ziemi Obiecanej, zachowała język i kulturę. To był jej święty obowiązek. W Polsce, mimo iż wrośli w te miasteczka, byli obcy, bo chcieli być obcy.

A polska emigracja? Ta na Zachodzie, stworzyła mityczną Polskę, ta na Wschodzie zachowała pamięć o Polsce jako o Arkadii.

W XX wieku były przypadki w Rosji, że Polak zesłany przez komunistów na Syberię, aby języka nie zapomnieć, zrobił sobie polski modlitewnik. Z pracowicie wycinanych wyrazów z „TRYBUNY LUDU”, bo tylko taka gazeta tam docierała, zrobił modlitewnik.

Można posłużyć się „Trybuną Ludu” gazetą, tak ateistyczną, że bardziej nie można, by ułożyć pamiętaną modlitwę, czy pieśń.

Tak było.

*

Co będzie z wami – prosto wam nie powiem, Nie jestem jako wieszcz wszystko wiedzący.

Niech się komedia gra – Może mi przyjdzie Grać inną: wtenczas was wszystkich przerażę.

To z Beniowskiego. Juliusz już ma dość. Ma dość niezrozumienia. Sercem pisze.

Lecz serce moje się jak łuk wypręża, Zrzuca was, głodne, sępów pokolenie! …Precz, szakale!

O! chcę miłości uczyć! Gdzie jest rzesza? Odbiegła – skarży się na moją ciemność.

Nie rozumieją cię Juliuszu. Za trudne dla nich te strofy. Może spróbujesz inaczej. Inaczej nie możesz. To wiemy. Poprzeczka za wysoko. Ty się nie zniżysz.

My musimy się wznieść. Oderwać od ziemi.

*

Jeśli co mówi, mówi bardzo krótko.

Tak. Trzeba się spieszyć. W paru zdaniach wypowiedzieć wszystko. Krótko, zwięźle.

Czytać się nie chce, to my Jaśku zwiedziemy czytelnika błyskami zdań.

Raz, dwa i dalej. Juliusz mógłby dużo. Pisze dalej tak:

I mógłbym… Mógłbym, lecz nie chcę…

Szkoda czasu Juliuszowi na próżne gadanie.

Przecież z każdego słowa rozliczeni będziemy.

Zwłaszcza z niepotrzebnego.

* * *

Lecz późno! późno już! Gdzie są słuchacze? Czy w grobach klaszczą w ręce zadziwione? Czy urągają? – nie wiem – i nie raczę Gonić myślami te smutne, stracone Mary… Zda mi się, że to jakaś dusza bratnia Znów odlatuje ode mnie – ostatnia!

No i zostanie Juliusz sam. Tak pisze, że krąg czytających pomniejsza się. Wolą Adama. Lecz u Adama… a zresztą nie wolno świętości szargać. Juliusz co ciekawe nie zakonserwował przeszłości, on zrobił coś innego. Wykonał wszystkie błędy, które doprowadziły do tragedii. Gdy mówi się prawdę, słuchane odchodzą. Trzeba mówić komplementy.

Juliusz tego nie potrafił.

*

Dla żadnych ziemskich wdzięków, piękności Życia tu nie poświęcę, Tylko dla jednej mej tajemnicy, Którą-m odnalazł w skrytości.

Ten tekst hiszpańskiego mistyka mógłby być mottem postępowania Juliusza po 1845 roku. Jakiś paryżanin, który widział ze swojego okna okno mieszkania przybysza z Polski, nie zauważył na pewno ognia w tamtą noc. Ten ogień widział tylko Juliusz. Nie mógł skłamać, intuicyjnie to wyczuwamy, że Juliusz musiał napisać prawdę. Nie pobiegł zaraz z rana do sąsiadów, by wykrzyczeć, że widział, że ogień, że ta Twarz. Przecież wyśmialiby go, nie uwierzyliby na pewno.

Teraz czytając ten tekst, też podejrzewam czytelniku, że w to nie wierzysz.

– Jaśku, a ty wierzysz? Byłeś tam wtedy i co, widziałeś coś?

– Nie, nic nie widziałem.

– A Juliusz, jaki był?

– Uduchowiony jak zawsze.

*

Człowiek cierpliwy rozgotuje nawet kamienie.

To jest sentencja z książki Romana Rogowskiego. Tak sobie myślę Jaśku, czy te kamienie przez Boga rzucane na szaniec też da się rozgotować?

*

Szli krzycząc Polska… ale jaka ma być ta Polska? Bo jeżeli ma być papugą narodów, to lepiej niech nie będzie jej wcale. I to groziło Polsce przy końcu XVIII wieku. I zesłał Bóg rozbiory.

I te rozbiory stworzyły naród, stworzyły literaturę, która weszła w krew. A teraz, ktoś zatruwa krew, wypuszcza z nas i już nie można tamtym językiem. Już coraz mniej rozumie te symbole, te „złote rogi” „bursztynowe świerzopy”. I stają się tamte dźwięki pustymi dźwiękami, tak jak imiona tych, co te dźwięki wypuścili i grali. A teraz nie grają.

*

Gdzie mam teraz iść?

Jaśku, idź do Paryża, zobacz, jak Juliusz pisze ,,Króla-Ducha”. My tymczasem przytoczymy różne odmiany, różne wersje poszczególnych strof tego arcypoematu. Julek miał mnóstwo pomysłów, mnóstwo wariantów na opisywanie poszczególnych scen utworu. Przytoczmy parę wersów, czekając, aż Jasiek wróci z Paryża.

Niechaj śnię, że mię tam anioł przenosi I palmą złote czasu mgły odgania

Juliusz te wiersze przekreślił. Po prostu przekreślił, taki wiersz.

Albo ten.

Słyszę te głosy, z którymi dziewczyna Zjawiła mi się... z promienistym ciałem Wpadła i drżąca cała jak osina Kręciła całym powietrznym chorałem

To jest czwarta wersja pewnej zwrotki z Rapsodu pierwszego. Jeszcze jest piąta wersja, ale damy sobie spokój na razie z przytaczaniem.

Jasiek wrócił z Paryża. No, co tam. Mów.

*

Julek pisze, na czym popadnie. Pisze jedną zwrotkę na jednej kartce, potem drugą, trzecią; kartkę odkłada, bierze następną, pisze. Potem wraca do tej pierwszej i jeszcze wciska gdzieś kolejną zwrotkę. Chaos w jego papierach ogromny. Będą mieli co robić jego badacze. Ale widać, że się spieszy. Pisze gorączkowo. Chyba ktoś mu dyktuje. Myślę, że jakiś duch mu dyktuje „Króla-Ducha”.

Wiesz co, poślij mnie gdzieś indziej. Zwiedziłbym Ziemię Świętą. Ty sobie zostań z „Królem-Duchem”, a ja lecę do Jerozolimy. Niedługo się spotkamy.

*

Ta dziewczyna och, jaka poetyczna, śliczna, taka Juliuszowa. Po co mu różne Eglantyny, jak on stworzy dziewczynę idealną. Kawy, ciasteczka, świeżej bułeczki i zimnego mięsa ona mu nie poda, ale za to jak patrzy, a jakie ma oczy.

Albo popatrz dalej:

Przez malowane mgły kwiatów lataniem Ujrzałem Wandy ciało najjaśniejsze.

Tak, tak, to Wanda co to nie chciała Niemca.

Niemca może nie chciała, ale Juliuszowi się nie oprze.

*

W lipcu 1844 roku Juliusz pojechał do Pornic, nad ocean atlantycki. Zdarzyło mu się tam coś zupełnie zwykłego, co on uznał za zupełnie niezwykłe. Otóż Juliusz spotkał tam 10-letnią dziewczynkę, pastereczkę, która dla niego stała się objawieniem. Napisał o tym spotkaniu dwa wiersze, umieścił je w dramacie ,,Samuel Zborowski” i w innych utworach. Juliusz pisze, że w tę dziewczynkę wcielił się potężny Duch. Juliusz czekał na znak. I znak otrzymał. Najpierw była zapowiedź, pastereczka z Pornic, a mniej więcej po roku, potężna ognista wizja.

Na tych kamieniach zostawiłem jedną z najpiękniejszych postaci kiedykolwiek oczom moim zjawionych... Cudownie ładna i kształtna – zwłaszcza włosy jej, włosy złote lekkie jak pajęczyna, w jedną stronę wiatrem morskim odwiane. Ciało tej dziewczynki dziesięcioletniej było prawdziwie pastusze, ale duch i ducha tego głos, melancholia, delikatność, przenikliwość i mistyczność – świadczyły prawdziwie o królewskim pochodzeniu. Dziewczyna ta więc była sama z siebie poezją.

*

Wiersz o pastereczce z Pornic tak się zaczyna:

Patrz nad grotą Uwieńczona wstążką złotą W którą polnych róż natknięto Wydaje się jakąś świętą Jakąś cudną mgieł dziewicą

W grocie też ukazała się Bernadecie... Nie. Nie sięgajmy za daleko. I jeszcze:

Taka w oczach, patrz, ognista Albo w źródło się zamieni Kryształowe... taka czysta. Lub jak gwiazda w sto promieni Taki wietrzny w tej dziewczynie Duch i taka czarów siła...

Tak Juliusz zobaczył i tak opisał 10 letnią pastereczkę z Pornic.

Czy to była tylko pastereczka?

*

Juliusz Słowacki – Jaśku, już jesteśmy blisko, coraz bliżej – uznał, że zna prawdę absolutną. O tym właściwie Jaśku ciągle w tej książce piszemy. Jednakże jest to chaos. Ale, ale, Słowacki zostawił po sobie ogromny chaos. „Król – Duch” to setki wariantów każdej niemal zwrotki czy rozdziału.

I dopiero wydawcy układali je, jak uważali za stosowne. A może Juliusz chciał pozostawić ten chaos po sobie. Te fragmenty, te wizje różne. Bo przecież takie jest życie. Dzieje się na miliardach scen naraz. A może Juliusz ujrzał wszystko naraz i chciał wszystko opisać. Przeszłość i przyszłość jednocześnie. Tłoczyły się te wizje, kotłowały, wirowały. Tu Podole, tu skrzydła, kurhany, zorza polarna, lodowaty sybir, grób Chrystusa w Jerozolimie (Jaśku, opowiesz co tam w Ziemi Świętej).

Chór aniołów i to wszystko wali się na Juliusza, który osłabiony, skrwawiony, bo kaszlał i pluł krwią, a on musi pisać, bo zjadacze chleba muszą być przerobieni w aniołów, bo cała ziemia – tak to napisał w jednym z listów – będzie polska.

Nie. Nie przesłyszeliście się. Wybaczcie mu, chory jest. Ale on przewidział słowiańskiego Papieża. I sprawdziło się. Zaraz, zaraz, jak to napisał, że cała ziemia czyja?

*

– No mów Jaśku – jechałeś za Juliuszem do Ziemi Świętej i jak było – mów.

– Juliusz otworzył Biblię na przypadkowej stronie i tam przeczytał takie zdanie: „Kościoły azjatyckie pozdrawiają was”, to uznał za znak, że musi jechać do Ziemi Świętej. Przez Grecję, Egipt, Syrię przybyliśmy do Palestyny. Juliusz dużo pisał, rysował, był na szczycie piramidy. Noc z 14 na 15 lutego spędził u grobu Chrystusa. Widziałem jak rzucił się na grób, jak się modlił, był tak uduchowiony, że kiedy o północy do Grobu przyszła młoda para, to ona i on pocałowali go w rękę. Może go za anioła wzięli, kto wie?

Grzegorz Pieńkowski

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.