Powieści i opowiadania > Gdzieś w ostatecznej krainie

Gdzieś w ostatecznej krainie, część 38

Gdzieś w ostatecznej krainie– No i jak to miasto odbierasz? Miasto sprzed 100 lat.

– Ciekawe – powiedział Jasiek. – Ale wiesz, widziałem Paryż, Genewę i jeszcze parę innych miejsc, do których mnie posyłasz, pisząc tę swoją książkę. Powiedz mi, o Słowackim książkę już skończyłeś, bo coś ostatnio nie posyłasz mnie, bym go śledził i czytał jego listy?

– Jaśku, to jest drugi tom książki o Juliuszu tylko ma inny tytuł. Wiesz, dygresje tak się rozrastają, a to, rozumiesz, carska szkoła, a to paryska kaplica, gdzie nawrócił się Frossard i już temat główny gubisz. Ale to pozór. Wszystko, Jaśku, jest całością i wszystko jest ze sobą połączone. I dojdziemy do takich połączeń, które będą jakby z dwóch odległych galaktyk, a przecież bliskie. Bliższe niż myślicie.

*

Kto dobrze słucha, potrafi usłyszeć przyszłość.

Jasiu, posłuchajmy, co mówi teraźniejszość. Tylko jak wyłowić z tej kakofonii dźwięków rzeczy ważne, prawdziwe i istotne? Dostojewski codziennie otwierał Biblię i odczytywał przypadkowy wers i to było dla niego wskazówka na życie. Rano w dzień swojej śmierci otworzył Pismo i przeczytał „Zaniechaj tego”. Wiedział, że umrze.

No to jak Jaśku, otwieramy Pismo?

Otwieramy!

*

Jaśku posłuchaj, co mówi Pan:

Zabrzmijcie weselem niebiosa! Raduj się ziemio! Góry, wybuchnijcie radosnym okrzykiem! Albowiem Pan pocieszył swój lud, Zlitował się nad jego biednymi.

Otworzyło się Pismo, Jaśku, na księdze Izajasza 49, 13. A przecież mogło otworzyć się na innej księdze, innym wersie, mało tego, wzrok mój mógł paść na inne zdania. Już nie mówiąc, na które wersy padłby twój wzrok, Jaśku.

*

Jaśku coś ci powiem. Jedź do Łodzi. Łódź w końcu XIX wieku to było miasto pełne ruchu. Niemcy, Żydzi, Polacy, biedni, bogaci, syreny fabryczne. No, krótko mówiąc „Ziemia obiecana”. W 1887 roku urodził się w tym mieście Artur Rubinstein. W swoich wspomnieniach tak pisze mieście swego dzieciństwa.

Moje pierwsze muzyczne przeżycia kształtowało posępne, płaczliwe zawodzenie setek fabrycznych syren budzących robotników… Do tego dochodziły monotonne nawoływania żydowskich handlarzy starzyzną, rosyjskich sprzedawców lodów…

Jaśku tak wyglądał Będzin w końcu XIX i początku XX wieku. Marysia opowiadając o mieście swojego dzieciństwa, podobnie opisywała Będzin. Będzin też miał swoją fabrykę włókienniczą u Szena, mimo iż Szen był w Sosnowcu. Miał swoje fabryki i swoich żydowskich handlarzy starzyzną. Będzin to taka mała Łódź. Łódka.

Ale życie też podobne. Jaśku, popatrzysz na życie Rubinsteina i przy okazji rzuć okiem na Łódź. A ja zobaczę tylko, co robi Juliusz. Juliusz pisze „Beniowskiego”. Zajrzę mu przez ramię i przeczytam. O! O mieście jakimś pisze:

Takie się miasto z nich każdemu śniło, A każdy widział podobnie jak drugi. Najbliżej bram był szlachcic Poletyło, Który pod stołem już leżał jak długi; Od lotu, widać nazwisko mu było I dotąd, widać, pradziada zasługi Lotne… działały w synie, że uderzał Skrzydłami o strop… gdy pod stołem leżał.

Kończy się czas parujących mistyką pól, fabryki trzeba budować, a szlachcic polski pijany leży pod stołem. No to fabrykę zbudują potomkowie Izajasza proroka. Oni teraz w Łodzi mieszkają, Będzinie czy Warszawie.

Pan pocieszył swój lud Zlitował się nad jego biednymi…

Fabryki mają to i bogatymi się stali, a szlachcic polski „pod stołem już leżał jak długi”.

*

Marysia jest na zdjęciu zrobionym w roku 1927. Ma 31 lat. Stoi obok koleżanek z fabryki. Wszystkie elegancko, jak na tamte czasy, ubrane. Marysia też. Minęło przeszło 70 lat od tej chwili. To zdjęcie uświadamia, jak każde zresztą, mistykę codzienności. Z jakiejkolwiek strony spojrzysz czy pomyślisz o tej fotografii wszędzie tajemnica, zdziwienie i nieprzewidywalność przyszłości. Bo czy one stając do tej fotografii, patrząc w obiektyw, mogły przewidzieć, że po 70 latach ogląda je ktoś, kogo istnienia w przyszłości nie przewidywały, nie wyobrażały sobie nawet. Nie mogły sobie wyobrazić tego świat za 70 lat, tak jak my nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie świata roku 2100.

Następne zdziwienie. Patrzę na to zdjęcie i widzę całe życie Marysi. Od początku do końca. Ona patrzy w obiektyw piękna, młoda, a ja widzę, jak umiera. Widzę ten moment, gdy przechodzi do innego świata.

*

Marysia miała syna, a potem córkę. Syn Marysi skończył 70 lat. Jaśku, opowiem, co mi niedawno powiedział: Pamiętam, jak przychodził do nas biedny Żyd z córką. I wiesz, Jaśku, kiedy opowiadał tę historię, to wyczułem żal za tą dziewczyną. Mówił, że ona była ładna. Śliczna wprost. I syn Marysi, który ma teraz 70 lat i do śmierci się szykuje, pamięta tę dziewczynkę śliczną, jakby to było wczoraj, a przecież 60 lat minęło i nie ma Żydów i wszystko jest inaczej. Ale syn Marysi, który słabo wierzy w Boga (jak każdy z nas), uświadamia, że życie składa się z takich małych spotkań, które są solą życia i dla nich żyć warto. Zginęła ta dziewczynka, a może nie zginęła. Może jeszcze żyje w bogatym kraju i wspomina miasto nad Przemszą.

*

– Przeczytaj te wersy, chyba są na czasie – rzekł Jaś.

– Jasiu, gdzie ty je znalazłeś?

– Mam zadanie szukać, no to szukam.

Wizerunki nasze – fotografie, obrazy, szkice czym są? Przy porównaniu niewiele mają wspólnego Owszem – osoba ta sama – autorzy widzieli w nas Coś jeszcze każdy coś innego Więc jakimi naprawdę jesteśmy? Dodając do siebie składając jak klisze Te obrazki – rzuciwszy na ekran ich rysy Byś może odnajdziemy w tym nowym portrecie Siebie Być może będzie on czymś więcej Jaką prawdą prawdziwszą od nas tu obecnych Jakimś pięknem dojrzałym by istniało wiecznie.

*

A dawniej nie było fotografii. Na płótnie zostawał ślad.

obwiązali je w płótna razem z wonnościami…Jan 19, 40

… który nie ufasz przekazowi Księgi tradycję wieków między mity wkładasz, zaćmiony kultem nauki, żadnej głębi sercem nie przyjmiesz – nim wcześniej nie zbadasz spójrz – oto czeka specjalnie dla ciebie na lnianym płótnie wizerunek nikły i wzywa rozum i milczy zarazem i każde słowo potwierdza obrazem.

*

Na tym zdjęciu jest ruina domu. Jeszcze parę lat i przestanie istnieć. A w domu tym w czasie wojny ukrywał się pewien Żyd. Siedział w piwnicy parę lat. W całym mieście zarządzono polowanie na takich jak on. A jego przygarnęli. Postanowili sprzeciwić się prawu, które ustalili nadludzie spod znaku swastyki. Codziennie rano przez maleńkie okienko patrzał na dom i podwórko leżące kilkadziesiąt metrów naprzeciwko. A tam Joasia, która po wojnie została żoną Lucjana, zawsze rano karmiła kury. I on ją obserwował. Cały ten czas ona była dla niego symbolem normalnego życia. Opowiedział jej to, kiedy przyjechał do miasta kilkanaście lat po wojnie z Izraela. Przeżył i przyjechał podziękować. Ten, co go ukrywał, ma swoje drzewko w Yad Vashem. A Joasia przed wojną była służącą u bogatych Żydów.

*

I nadszedł świt… w gałęziach rozłożystych palm dał się słyszeć dźwięczny ptasi śpiew. Zaszumiał wiatr i triumfalnie przefrunął przez gaj oliwny Ze swoich kryjówek powychodziły wylęknione jeszcze – jaszczurki. W promieniach wschodzącego słońca radośnie tańczyły drobne muszki – figowe drzewko dumnie spojrzało ku niebu W całej okazałości pojawiło się słońce i swoimi długimi i pełnymi ciepła promieniami oświetliło ciemne wejście do Grobu, ciężki, odrzucony kamień i postać Anioła, który zdumionemu światu głosił: „nie masz Go tu – powstał z martwych”

I zostały same tylko płótna.

*

O dziwnie! Z jaką cichością Bóg sprawia Swe wielkie rzeczy – przez nas…

Siedział w piwnicy człowiek, zastraszony, zaszczuty, ale Pan chciał, by przeżył, by zobaczył ziemię kiedyś obiecaną, dlatego zesłał drugiego odważnego człowieka, który go ukrył, aby przeczekał noc i dożył świtu. I wyjechał z miasta gdzie zamek przez Kazimierza zbudowany, gdzie rzeka Przemsza płynie do ziemi, gdzie rzeka Jordan i resztki świątyni Salomona.

I po ziemi tej kiedyś biegało Dziecko.

*

Co to za Dziecko?

Oddajmy głos Romanowi Brandstaetterowi.

A Dziecko podrastało. Było szczupłe, miało twarz pociągłą i ciemną i głębokie oczy, które niekiedy przeczyły dziecięcej twarzyczce, gdyż były smutne i zamyślone. Gesty i ruchy tego Dziecka były wyjątkowe i inne niż ruchy i gesty dzieci z Jego otoczenia. W rytmie Jego kroków była nieuchwytna celowość, jakiś motyw przewodni…

Te dzieci, które się z Nim bawiły, nie dostrzegły oczywiście z Kim się bawią. Właściwie nikt nic nie dostrzegał. Józef jednakże czuł jakiś niepokój. Zobaczymy, jak to opisuje R.Brandstaetter:

Oszukał mnie, rzekł Josef (dodajmy, że Józefa oszukał pewien człowiek, który dał mu dwa denary zamiast ośmiu), który obliczył, że będzie musiał zrezygnować z kupna sandałów dla Jezusa i chusty dla Miriam, i dzieży do mieszania ciasta. – Nie smuć się, abba – rzekł Jezus. – Czy widzisz latające nad ziemią ptaki niebieskie i lilie dziko rosnące w dolinie? Cieśla ujął Go za rękę, chciał posadzić na swoich kolanach, ale spojrzawszy na Chłopca, ujrzał w Jego oczach niezgłębioną głębię. I wypuścił ze swej dłoni dłoń Syna, albowiem uląkł się tej głębi.

W którymś momencie ujrzał Brandstaetter to Dziecko, uwierzył i wtedy musiał to opisać. Pomogła mu wielowiekowa tradycja jego narodu. I dumny był, że dostrzegł Prawdę jako jeden z niewielu potomków Abrahama, Izaaka i Jakuba.

Grzegorz Pieńkowski

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.