Kącik poezji > Wybór wierszy

Wybór wierszy - październik 2008

Ostatnio chcąc, nie chcąc byłem zmuszony przypomnieć sobie podstawy języka francuskiego, którego uczyłem się całe cztery lata w liceum. Przerażające, jak szybko nieużywany język wyparowuje z pamięci i najbardziej przydatne okazuje się zdanie: je ne comprends pas.

W związku z zaistniałą sytuacją, w październiku w roli klasyka wystąpi enfant terrible poezji francuskiej, skandalista, geniusz, awanturnik i bluźnierca! Jednym słowem, jeden z moich ulubionych poetów. Oczywiście wiersz wybrałem równie subiektywnie jak zawsze, może krytycy wolą Statek pijany, ja wolę ten. Mój ulubiony wiersz po francusku zaczyna się słowami: On n'est pas sérieux, quand on a dix-sept ans.... Zapraszam.

Witold Wieszczek

Swoje wiersze można przesyłać na adres redakcji: redakcja@libertas.pl

ROMAN I On n'est pas sérieux, quand on a dix-sept ans. - Un beau soir, foin des bocks et de la limonade, Des cafés tapageurs aux lustres éclatants! - On va sous les tilleuls verts de la promenade. Les tilleuls sentent bon dans les bons soirs de juin ! L'air est parfois si doux, qu'on ferme la paupière; Le vent chargé de bruits - la ville n'est pas loin - A des parfums de vigne et des parfums de bière.... II -Voilà qu'on aperçoit un tout petit chiffon D'azur sombre, encadré d'une petite branche, Piqué d'une mauvaise étoile, qui se fond Avec de doux frissons, petite et toute blanche... Nuit de juin ! Dix-sept ans ! - On se laisse griser. La sève est du champagne et vous monte à la tête... On divague; on se sent aux lèvres un baiser Qui palpite là, comme une petite bête.... III Le coeur fou Robinsonne à travers les romans, Lorsque, dans la clarté d'un pâle réverbère, Passe une demoiselle aux petits airs charmants, Sous l'ombre du faux col effrayant de son père... Et, comme elle vous trouve immensément naïf, Tout en faisant trotter ses petites bottines, Elle se tourne, alerte et d'un mouvement vif.... - Sur vos lèvres alors meurent les cavatines... IV Vous êtes amoureux. Loué jusqu'au mois d'août. Vous êtes amoureux. - Vos sonnets La font rire. Tous vos amis s'en vont, vous êtes mauvais goût. - Puis l'adorée, un soir, a daigné vous écrire...! - Ce soir-là,... - vous rentrez aux cafés éclatants, Vous demandez des bocks ou de la limonade.. - On n'est pas sérieux, quand on a dix-sept ans Et qu'on a des tilleuls verts sur la promenade. Arthur Rimbaud

ROMANS I Ach, nie jest się poważnym w siedemnastej wiośnie. Wieczorem, wśród bomb piwa, szklanek lemoniady, Kawiarni oświetlonych i gwarnych radośnie, Aleja lip ocienia promenady. Powietrze takie słodkie przymyka powieki, Tak dobrze pachną lipy w czerwcowe wieczory, Wiatr obciążony gwarem - miasto - niedalekie - Ma w sobie zapach winnic i piwa odory. II Nagle malutki skrawek nieba gdzieś widnieje, Granatowy, oprawny w drobniutkie gałązki, Przepięty gwiazdką małą, co słodko topnieje I jak dreszczyk przesyła swój promyczek wąski. Noc czerwcowa! I młodość! - To upaja trochę! Krew staje się szampańską, do głowy uderzy, Gada się! A na wardze całus czeka płochy I drży na niej jak małe niecierpliwe zwierzę. III Przez powieści szaleńcza serc robinsonada Zacznie się, gdy z powagą daty bardzo świeżej Minie cię panna w miejscu, gdzie latarnia blada Ujmie ją całą w cieniu ojcowskich kołnierzy. Ponieważ ona myśli, żeś nader naiwny, Tupocąc drobnym krokiem posłusznej panienki Obraca się i wzrok swój zasyła przedziwny, Tak że na ustach gasną ci wszystkie piosenki. IV Więc jesteś zakochany strasznie aż po sierpień, Przyjaciele odchodzą, jesteś źle widziany, Śmieszą ją twe sonety, owoc długich cierpień, Aż wieczorem otrzymasz list od ukochanej. W taki wieczór w kawiarni szumiącej radośnie Każesz dać bombę piwa albo lemoniady. Ach, nie jest się poważnym w siedemnastej wiośnie, Tam, gdzie cień lip zielonych kryje promenady. tłum. Jarosław Iwaszkiewicz

ŻÓŁTY LIŚĆ Jeden liść żółty Wśród innych liści czerwieni Złotą barwą W słońcu się mieni Wiatrem na skrzydłach przyniesiony Deszczem umyty Odpoczywa na ziemi Liść żółty Liść mały Zagubiony, samotny Niepogodą wytargany Wezmę go sobie Wezmę do domu Do suchego liści Włoże wazonu Monika Porzucek

*** W kolorze rubinu Jak czerwone wino Słowa aksamitne Przeplatają się sprytnie W ustach wina smak Czy powiedzieć nie? Czy powiedzieć tak? Gdy w ulewie moknę W dłoniach deszczu krople We włosach ciepły wiatr Czy powiedzieć nie? Czy powiedzieć tak? Pod stopami piasek biały W oczach morza błękit Nad mą głową srebrny księżyc Przez życie biegnę w snach Czy powiedzieć tak? Rubinowe wino W ustach cierpki smak Biała mewa sny zabrała W dłoniach kropla mi została Już nie muszę decydować Bo nie ważne już dziś jest Czy odpowiem tak Czy odpowiem nie Monika Porzucek

DZIEWCZYNA CZESKIEGO ŻYCIA Krokiem pantery owija Smak kapiący jego ust Biało czarne myśli Zmieszane spokojem Nieżywe miliony Plejady gwiazd Pamięta słodki czas Namiętnie szuka w ukrytych wiadomościach poczciwego listonosza Słucha rady ojców świata Zanurza malinowe łaknienie W kąt wiecznego strychu ciała Kontrola przestała zamykać Żelazny klucz prawdy Opętana namiętnością Skrytych ognisk Jak w czeskim filmie Straciła swój rozsądek Marta Strączyńska

KOLEJKA PRYZMATÓW Podniebne frazy rozkleja głębokim atramentem Bronię gniewem mądre pnącza miast Przestrzeń omija fałsz Odnalazłam ziemię moich pustych brudnych skrzyń Awinion złączył dobre myśli Ukrytych grzeszników Oni są wolni Biały dym rozpoczął Podniebny taniec aniołów Andorą jesteś mi złączoną potęgą naszych mórz Nie ma walecznych splątanych krwią Wstydliwych obrońców serc I tak czekam naszą rozdartą legendą… Marta Strączyńska

NOC Ktoś na mnie krzyczał. Ktoś mnie gonił, gdzieś po piwnicach się tułałem. W koronach wiatr zębami dzwonił, a ja spłoszony nie wiedziałem czy to lęk tylko, czy też pani krzycząc mnie chciała mi powiedzieć abym się zabrał wnet do prania brudów o których nie chcę wiedzieć. Cóż mówić, przestróg we mnie tyle że i zapomnieć już nie sposób, los pognał z domu całe mile, pokalał, zabrał tyle osób które kochałem, które kocham a których ślady tkwią w pamięci ledwie znaczącą myślą płochą. Wciąż zda się stoję na zakręcie przy którym miłe coś stanęło, co i pogania i pociesza nie wiedząc skąd i jak spłynęło, gdy moja dusza ciągle grzeszna. Witold Kiejrys

MIŁOŚĆ, SZCZĘŚCIE I BURZA Róże panicznie boją się burzy. Przykre, lecz moja także się bała i kiedy tylko niebo się chmurzy, bodaj bąk huknął, ziemia zadrżała to moje szczęście, choć purpurowe włazi pod ławę dygocąc w strachu. Do wczoraj. Wczoraj było gotowe pośród piorunów chodzić po dachu, byle dopomóc szczęściu własnemu. Byle mu krzywdy nie stały w drodze, choćby kazano im, wbrew wszystkiemu to moje szczęście gryzie i bodzie. A także skrusza beton i skały, po to, byś nigdy mój przyjacielu nie wątpił szczęściu i tym wspaniałym chwilom, co mnogie pośród niewielu. Witold Kiejrys

WIĘZIEŃ SUMIENIA Gardzony za wiarę Zamknięty za poglądy Poniewierany za siebie samego Niewolnik tych co mają rację Niewolnik tych co sami nie wiedzą kim są A są tylko ludźmi Wolnymi i rozumnymi? Nie do końca… Zamkniętymi w sidłach własnego chorego przekonania O własnej racji Paulina Drozdek

dream corner, czyli zdjęciowiersz Aniśki

GoraKorzenie

* * * Niczego się nie boję, nie lękam się nocy śmierci ciszy ciemności samotności zaskoczenia zawodu na kimś problemów życia Idę naprzód dalej jeszcze dalej niż tam gdzie sięga umysł Biegnę Odrzucam ciasne pięknie zapakowane życie Opatrzone lichym murem ochronnym Wyzwalam wolność tę płynącą razem z krwią Nie udaję silnej będąc smutną Otwieram świadomość Wypluwając resztki ograniczonych, związanych łańcuchami strachu myśli Wybieram prawdę Jakkolwiek trudna Krwawić będzie lecz zagoi się niespostrzeżenie W szczęściu szukając zrozumienia Przystanę obok Ciebie I zapytam A Ty dlaczego się boisz? Paulina Drozdek

SUMIENIE chodź, chodź! moja ojczyzno plugawych żądz. twoje oczy nie trawią gazu? ziemia okrzemkowa zakropiona nasyconym cyjanowodorem spowalnia reakcje życiowe organizmu... do komory! zapraszam do komory wszystkich widzów spektaklu: "Walka życia ze śmiercią", wygra tylko jedna! staję z boku, przyglądam się. starszy mężczyzna przyjmuje zakłady. podnoszę broń, opuszczam wzrok, (bo nie chcę ponosić odpowiedzialności) przykładam pistolet do skroni, pulsuje. pociągam za spust... znów niewypał. jakieś obce ręce wędrują po moim ciele, melduję o utracie panowania nad sobą. rano klęczę w kościele, wiem, że mi nie wybaczy, ja też sobie nie wybaczę tej zbrodni. chodź, chodź! moja ojczyzno plugawych żądz. Dorota Książek

PRAGNIENIE MIŁOŚCI moje niebo rozkołysane wszelkimi zmysłami przysłoniło nasze słabości dodając smaku naszej miłości zapach aksamitu słońca rozszedł się po twarzy mego nieba schodząc na rozpalone ciało polany pokrytej łysymi drzewami strachu księżyc uśpiony blaskiem jeziora wyznaje uczucia nocy uśpionej w świetle dnia lecz ja z tęsknoty wyciągam płomień złoty podpalam to pragnienie by mieć duszy ukojenie wieczne zaspokojenie ciała chcę zaspokoić głód słońca mego nieba ślę ci wiatr niemego szeptu snuje on pieśń o pragnieniu naszej miłości kiedyś powrócą lepsze wiatry weń przygnają nasze żagle jęknie niczym pies -serce me ostrzeże inne wilki by wystrzegały się niespełnionej miłości. Dorota Książek

XXIV (NIE PŁACZ UKOCHANA) Nie płacz ukochana! Nie płacz mój aniele! Za nic nie przepraszaj, bo nie z Twojej winy wszystko ma swój koniec i płacz, i wesele, i ci których Demiurg z jednej kleił gliny. Nie, nie płacz kochana! W końcu ktoś ukoi ból, co w sercu pali i łzy z oczu otrze! Każda przecież rana w końcu się zagoi, kiedy jutro przyjdą pocałunki słodsze. Słońce już zachodzi, lecz przecież znów wstanie, a z nim się narodzą kolejne motyle, na płótnach olejną farbą malowane... I znowu zapłaczesz – przecież wszystko płynie, i wzejdzie Twój uśmiech czerwienią zuchwały, usta pocałują, jak już całowały... Witold Wieszczek

oceń / komentuj

XXV (JABŁUSZKO) Na drzewie dojrzewa jabłuszko czerwone z zielonym ogonkiem, z bezwstydnym uśmiechem, bez strachu w twarz ciepłą słońca zapatrzone kpiąc z górskiej przepaści, gada sobie z echem. Nie boi się deszczów i wiatrów, i burzy, nie straszna mu jesień, nie straszna mu zima, w swoim towarzystwie czas mu się nie dłuży, póki jest w całości, każdy cios wytrzyma. Choćby się sprzysięgły moce piekła, nieba, choćby czas i przestrzeń połączyły siły, żeby nas rozdzielić, jeszcze więcej trzeba niż miecz Dzeusowy ludziom tak złośliwy. Bośmy z jednej gwiazdy przed bogiem zrodzeni, a co gwiazdy złączą – sam bóg nie rozdzieli. Witold Wieszczek

oceń / komentuj

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.