Kącik poezji > Wybór wierszy

Wybór wierszy – październik 2011

W październikowym wyborze wierszy postanowiłem nawiązać do wielkiej socjalistycznej rewolucji październikowej – wydarzenia, które nie przestaje mnie fascynować. Rewolucja październikowa, jak sama nazwa wskazuje, wybuchła w listopadzie, jej przywódca Wołodia był niemieckim szpiegiem, a w jej rezultacie powstało największe więzienie jakie widział świat, rozciągające się od Mórz Bałtyckiego i Czarnego aż po Pacyfik. Pierwszym naczelnikiem tego ogromnego obozu był pochodzący z rodziny rosyjsko-kałmucko-żydowsko-niemiecko-szwedzkiej wspomniany już wcześniej towarzysz Władimir Iljicz Uljanow, pseudonim Lenin. Po jego śmierci władzę przejął pochodzący z Gruzji towarzysz Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili, pseudonim Stalin. W moim przekonaniu nadał on zupełnie nowe znaczenie wyrażeniu: "permanentna rewolucja", a w 1938 roku ludzie piastujący najwyższe stanowiska znikali jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Coś niesamowitego!

Jak może niektórzy już się domyślają, dzisiaj będzie o poecie, który w tę rewolucję gorąco wierzył. Wierzył w nią tak bardzo, że po jej zwycięstwie ze szczęścia aż popełnił samobójstwo. Co prawda złośliwcy twierdzą, że zastrzelił się strzałem w tył głowy i nie w domu, jak głosił oficjalny komunikat, tylko na Łubiance, ale to z pewnością jakaś kontrrewolucyjna propaganda. Z drugiej strony Władimir Władimirowicz na pewno nieraz powtarzał, że za rewolucję i partię jest gotów oddać życie, więc jak można było w ustroju powszechnej szczęśliwości towarzyszowi Władimirowi tego szczęścia odmawiać?

Władimir Władimirowicz MajakowskiZanim jednak samobójstwo popełnił, musiał się urodzić. Władimir Władimirowicz Majakowski, podobnie jak towarzysz Stalin, urodził się w Gruzji, choć nieco później, bo w roku 1893. Po śmierci ojca przeprowadził się do Moskwy, gdzie za swoje bolszewickie sympatie był częstym gościem carskich aresztów. Po zwycięstwie rewolucji założył grupę literacką LEF, a później redagował czasopisma Lef i Nowyj Lef. Niestety, był jednym z tych komunistów, którzy w komunizm naprawdę wierzyli, a po kilku latach rządów rad już gołym okiem było widać, że coś poszło nie tak. Co prawda kapitalistów Majakowski nie polubił i w komunizm wierzyć nie przestał, ale najwyraźniej zbyt swobodnie się wypowiadał, bo nie ustrzegł się odejścia od oficjalnej doktryny.

Władimir Władimirowicz Majakowski zmarł 14 kwietnia 1930 roku. Po śmierci już z nikim nie polemizował, mało tego stał się chyba największym poetą tamtych czasów, wręcz sztandarowym poetą ustroju, a w dobie kultu Lenina jego wiersze musiały bić rekordy popularności na wszystkich szkolnych czy pionierskich akademiach. Można by powiedzieć, że nawet po śmierci nie przestał służyć nieśmiertelnej idei rewolucji.

Witold Wieszczek

Swoje wiersze można przesyłać na adres redakcji: redakcja@libertas.pl

WŁODZIMIERZ ILICZ LENIN Słowa nasze, nawet co ważniejsze słowo ściera się w użyciu, jak ubiór, co sparciał. Chcę, by zajaśniało na nowo najdostojniejsze ze słów - partia. Jednostka! Co komu po niej?! Jednostki głosik cieńszy od pisku. Do kogo dojdzie? - ledwie do żony! I to, jeżeli pochyli się blisko. Partia - to głosów jeden poryw - zbity z bezliku cichych i cienkich, pękają od nich wrogów zapory, jak w huku armat w uszach bębenki. Źle człowiekowi, kiedy sam jest. Biada samemu, nic nie zwojuje - byle dryblas w pól go przełamie, i nawet słabsi, ale we dwoje. A gdy się w partię zejdziemy w walce - to padnij, wrogu, leż i pamiętaj. Partia - to ręka milionopalca, w jedną miażdżącą pięść zaciśnięta. Jednostka - zerem, jednostka - bzdurą, sama - nie ruszy pięciocalowej kłody, choćby i wielką była figurą, cóż dopiero podnieść dom pięciopiętrowy. Partia - to barki milionów ludzi ciasno do siebie przypartych - podźwigniem gmachy, do nieba podrzucim, napiąwszy mięśnie i oddech w partii. Partia - to stos pacierzowy klasy robotniczej. Partia - to nieśmiertelność naszej sprawy. Partia - to jedno, co mnie nie zdradzi. Dziś jam subiektem, a jutro ścieram cesarstwa z mapy. Mózg klasy, sprawa klasy, siła klasy, chluba klasy - oto czym jest partia. Partia i Lenin - bliźnięta-bracia - kogo bardziej matka-historia ceni? Mówimy - Lenin, a w domyśle - partia, mówimy - partia, a w domyśle - Lenin. Już czas. O Leninie zaczynam poemat. Nie dlatego, że ból nasz zmalał, czas, bo dziś już ogarnąć możemy wielkość gryzącego nas żalu. Czasie! Hasła Lenina: znowu rozwichrzaj! Czy w łez mamy tonąć bajorze? Lenin i dziś od wszystkich żywych żywszy. Nasza wiedza, siła i oręż.Władimir Władimirowicz Majakowski

ODA DO REWOLUCJI Tobie, wyśmiana ujadaniem baterii, językami bagnetów pokąsana pstro - jak łachman postrzępiony czerwonej materii ody tryumfalne "O"! O zwierzęca! O dziecinna! O groszowa! O straszna! Jakim imieniem cię jeszcze nazwali? Jaką ukażesz jutro swą twarz nam? Smukłej budowli czy kupy zwalisk? Maszyniście zakutemu w żelazo, górnikowi rwącemu pokłady rud kadzisz, kadzisz w niemej ekstazie, wysławiasz ludzki trud. A jutro święty z swych kopuł hydry błagalnie odtrąca wściekłą grę luf, twoich sześciocalówek tępodziobe świdry druzgocą tysiąclecia Kremlów. Sława! Chrypi przed śmiercią sternik. Gwizd syren trwogą cierpką ociekł. Ty ślesz marynarzy na tonący pancernik, gdzie zapomniany miauczał kociak. A potem nocą wychodząc na łów - czub zawadiacki na smagłym torsie - kolbami siwych gnasz admirałów głową w dół z mostu w Helsingforsie. Wczorajsze rany nim zdążysz przykryć, już znowu tryska z nich krew czerwona. Tobie - mieszczańskie: - bądź przeklęta po trzykroć! - i moje, poety, - o bądź po trzykroć błogosławiona! –Władimir Władimirowicz Majakowski

SIOSTRA I mnie już śmierć nie zaskoczy już do mnie nie przyjdzie nagle nie przestraszy ja się na śmierć nie muszę przygotowywać unikać zachęcać moja śmierć się urodziła ze mną w kołysce jeszcze siebie nieświadoma otwierała szeroko oczy i gaworzyła ja wyciągałam do niej rączki moja śmierć ze mną dorasta coraz więcej rozumie już nie siada obok przy poduszce nie opowiada bajek o czerwonym kapturku ona staje przy uchylonym oknie chłonie noc a mnie zimno i zimniej moja śmierć nie wie tylko jeszcze że zabije mnie i na razie swojego umierania boi się śmiertelnie Marta Grudnik

oceń / komentuj

SIOSTRA II dano mi śmierć co mam z nią zrobić? próbowałam wychować ale już dojrzała chciałam zgubić ale zadomowiła się we mnie weszła mi w oczy wypełniła uszy nos siadła na języku i wylizuje resztki nerwów z mojej skóry głodna głodna dano mi śmierć czym mam ją nakarmić? Marta Grudnik

oceń / komentuj

PAMIĘTNICZEK Z AMBICJAMI T.K. I nie chciałam wtedy udawać cząstki społeczeństwa paliłam przed sobą mosty patrząc jak wpadają do wody kolejne zmarnowanie popołudnia i ty przechodziłeś tamtędy przypadkiem spojrzałeś na mnie i wyciągnąłeś błędne wnioski później musiałam przysięgać że na pewno nie jestem poetką tylko czasem wypisuję brzydkie wyrazy na klatkach pamięci i wierzę że życie trzeba prowadzić prosto do domu nagle odkryłam że mogę czuć się ważna czułam wagę twojego ciała i tamtej chwili gdy północ biła po oczach a my udawaliśmy niewidomych bo plątanina muśnięć sprawiała że stawał czas II dziś żałuję że tamten dzień trwał dziewięć miesięcy tylko mentalnie bo gdybyś częściej był sobą we mnie to może zakiełkowałoby przyszłością tymczasem wyrosła jedynie świadomość że utopiliśmy to co było utopijne i już nikt nie może nas nazwać szczęściarzami moje małe szczęście jest biało-zielone i zamknięte w miligramach twoje sypie się białym proszkiem Oliwia Betcher

oceń / komentuj

WTEDY polowaliśmy na światła biegnące po krajobrazie nocnego miasta później wstał dzień i słońce grało z nami w berka i nawet w radiu mówili że życie jest piękne tylko nie wiem dlaczego pod stopami wszystkie tulipany miały blaszane płatki Oliwia Betcher

oceń / komentuj

PLOTKA W ciszy szepty zagrzmiały i obiwszy echem wpadły w uszu muszelki razem z czyimś śmiechem, razem z ulic gwarem i ptaków śpiewaniem, dzieci piskiem i krzykiem, i matki wołaniem Szepty przepłynęły przez uszu tysiące, przez podwórka, ulice, parki życiem tętniące, w końcu wpadły w korytarz, by dziurą w wykuszu dostać się do niechcianych i zdradzieckich uszu Tak to ze słów kilku urósł twór ciekawy, pachniało skandalem, były bójki, wrzawy, w końcu zawiść przyszła i zazdrość zielona, burzyła się piana z ust czyiś toczona Wraz ze stekiem obelg, kłamstwem, dyshonorem, wrócił twór by się spotkać z twórcą i autorem. Ten, by wrzawę uciszyć, musiał użyć młotka: -Kochani, to nieprawda! To jest tylko plotka! Beata Gradowska

oceń / komentuj

DWIE PTASZYNY Sen w noc się zakradł jak zwinny złodziej i ukrył zegar sprytny czarodziej Ranek już nastał, senna kukułka, zbudzić musiała mnie dziś jaskółka Swym pięknym trelem, ćwierkając śpiewnie, pikując w okno, sfrunęła zwiewnie Lecz nocnym markom w ich sennym stanie niezbyt wychodzi ranne wstawanie Jak cienie snują się po mieszkaniu, marząc o późnym, ptasim kukaniu Są - i budzeni - ranku brzaskami, by być na nogach razem z kurami Jak widać różne natury człeka, jeden wstać lubi, gdy drugi zwleka Jeden zasypia, gdy drugi wstaje, jakże więc spotkać im się udaje? Beata Gradowska

oceń / komentuj

SZCZEROŚĆ KOBIETY Nie klęczę przed mężem, ażeby usłyszeć prawdę. Teściowie i tak w naszej księdze napiszą; to żaden upadek genitalii naszego syna. Przyznaj się – bądź szczery, ja ci pozwolę policzyć moich byłych i obecnych kochanków, a dzieciom, które lubią ciotkę poetkę nie opowiadam jak do zazdrości doprowadzić kobiety, które nie potrafią być sukami za plecami rodzinnego domu. Wiem, niektórzy opowiadają, że jestem lepsza w piciu wódki niż w pisaniu. Nie zastanawiaj się, czy piszę tyle ile trwa menstruacja. Wyczuj, czy nie zabiła szczerość w pewnych słowach, zanim je wykluła. Judyta Ciszewska

oceń / komentuj

SIŁA rano, robię krok do nie zawsze przyjemnej pogody za oknem opowiadam mężowi o snach, które nie są odległe. w nich Emily, obiera Mateuszowi ze skórki jabłko -a kury dzieciom zawsze znosiły złote jaja. od lat on spędza letnie wieczory nad morzem, mimo to nie blednę. wierzę w nasz dom i wśród skał i wody, nie pozbędziesz mnie kobiecości, bo we mnie zostały jeszcze wspomnienia i czułość. Judyta Ciszewska

oceń / komentuj

* * * poranek w parku - w rozpękanej łupinie lśni brązem kasztan Teresa Grzywacz

oceń / komentuj

* * * jesienna noc - niebo z gwiazdami u stóp płynie w kałuży Teresa Grzywacz

oceń / komentuj

* * * Nocna mżawka - Światła wielkiego miasta Drżą w kałużach Anna Goluba

oceń / komentuj

* * * Cmentarna ścieżka - Dziewczynka wpatruje się W lecący samolot Anna Goluba

oceń / komentuj

ŻAR RÓŻ Róże herbaciane Czerwone i różowe Rasowe aktorki Ignorują trendy aury Brawurową przyrodę. Na kolorowej estradzie Grają trudne role. Czarują nadmiarem urody Rozkosznym aromatem Paryskich perfum. Hardo drwią z rywalek - Ostrymi pazurami bronią Zdrowia i mądrości. Uroczyście rdzewieją W rajskich ogrodach. Bezbronne bohaterki Strażniczki zranionych Serc szczerozłotych. Regina Nachacz

oceń / komentuj

JESIEŃ Słońce wesoło tańczy Na błękitnej łące nieba. Rude i czerwone drzewa Płoną ogniem spełnienia. Odwieczna zieleń odsłania Wszystkie odcienie nadziei. Bajecznie kolorowe alejki Kuszą perspektywą drogi - Żeby tak iść przed siebie I iść, i nie mówić nic - W poszumie miękkiego Złotego oceanu radości. Wdychać woń orzechów Promyki dzieciństwa Uciekające chwile Ukryte marzenia na dnie Wiecznie głodnego serca. Regina Nachacz

oceń / komentuj

PERSEFONA II Kochany już wiosna... Jakże to pora jest dla nas radosna! Zobacz miły, to pierwsze chyba jest kwiecie... Znalezione wiosną w tym roku, na świecie! Hadesie, ty masz łzy na twarzy? Kochany proszę nie odwracaj ode mnie swej twarzy... Powiedz miły, jakiż smutek dręczy twą duszę? Drżysz cały, jakież to straszne muszą być katusze... Kochana już wiosna! Czyż pora to wszak dla wszystkich - jednako radosna? Gdy Ty będziesz znów tańczyć wśród łąk i kwiatów... Ja będę tylko samotnym Władcą Krainy Zaświatów! Sylwester Cybort

oceń / komentuj

WIOSNA VI deszcz... kropla za kroplą uderza w me szyby? Wiosno... dlaczego płaczesz rzewnymi łzami? Sylwester Cybort

oceń / komentuj

KOCHANEK Kochanek nie może śladów po sobie zostawić żadnych! Lilii, róż czy tulipanów, czy choćby prezentów drobnych... Listów, które zanim zżółkną mogą się pokryć czerwienią, zapachów, które zanim umkną pozwolą złapać złodzieja... Kochanek musi uważać bardzo, żeby nic nie zepsuć i wszystko potem odkładać, by zawsze było na miejscu; usta gdzie zawsze są usta, a żonę gdzieś bliżej męża. Odkłada by nikt nie przypuszczał, że żona ma też nie-męża! Zostają im więc pieszczoty, co są i zaraz ich nie ma, psotne, ulotne jak motyl, co jest i nagle przemija... I to uczucie fatalne, najpierwsze każdego ranka, bez niego nie byłoby wcale kochanki ani kochanka. Witold Wieszczek

oceń / komentuj

DESZCZOWA PIOSENKA Pamiętasz? To chyba był wtorek i padał ciepły deszcz, podlewał włosy Twoje i moje wzruszał też, a zanim przestało padać wiedziałem już, że chcę tak jak ten deszcz się wkradać i zraszać Twoją pierś. A później była sobota, leżałaś obok mnie, a jesień była złota; czarowna noc i dzień! Poranek nazbyt wczesny w objęciach Twoich nóg, z miłości mokre plecy i zapach Twoich ud... A dzisiaj jest poniedziałek. Gdzie jesteś? Nie wiem gdzie! I już Cię nie zobaczę ubranej tylko w mgłę. Odeszłaś tak jak przyszłaś, już nie ma Twoich warg... I tylko deszcz już na zawsze będzie miał inny smak. Witold Wieszczek

oceń / komentuj

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.